Ci którzy po katastrofie fryzjerskiej obawiali się o moje życie, mogą być spokojni. Żyję, ale to tylko za sprawą mojej kwidzyńskiej fryzjerki Ani, której będę dozgonnie wdzięczna, bowiem w piątek rano przyjęła mnie prosto z pociągu i zamieniła koszmarnego blond skunksa na piękne miedziane refleksy, które wyglądają bajecznie, a na końcach są prawie blond i muszę przyznać nieskromnie, że mam świetną fryzurę. Ci, którzy po katastrofie fryzjerskiej obawiali się o życie fryzjerki z Grochowa, niechaj dalej się obawiają-- znajdę sposób by się na niej zemścić (szatan w oczach i nóż sprężynowy w garści).
Wczoraj odstałam prawie 5 godzin w kolejce do warszawskich Filtrów (Noc Muzeów, cholera jasna) i wiesz co? Nie weszłam!!! Po raz pierwszy w ramach NM wejście do Filtrów było bez zaproszeń, więc zwaliło się tam chyba pół Polski, ze mną i Natalią włącznie. Wpuszczali jakieś 100 osób na godzinę, od 19 do 1 w nocy. I jak się o 23 okazało, że przed nami co najmniej 300 osób, czyli nie ma szans na wejście--skapitulowałyśmy. W drodze powrotnej starając się nie zasnąć zastanawiałyśmy się, dlaczego Filtry nie są otwarte dla zwiedzających codziennie, tylko raz w roku i nie byłyśmy w stanie znaleźć żadnej rozsądnej przyczyny. Więc jeśli ktoś ma wtyki w wodociągach albo ratuszu, to proszę o przekazanie naszej sugestii, ok?
Viget ma taką teorię, że jak wiecznie masz ochotę na ten sam produkt spożywczy to twojemu organizmowi czegoś brakuje. No więc mojemu ewidentnie brakuje tropików i wakacji, bo nie mogę przestać myśleć o kokosach. Wczoraj stojąc w diabelskiej kolejce do Filtrów próbowałam zaspokoić tę potrzebę kokosowymi ciastkami z Lajkonika, czy czegoś innego, ale niestety. Ciastka były suche, wiórowate, zbyt kruche i w ogóle blee. Dłużej nie mogłam czekać. Tradycyjny przepis na kokosanki urozmaiciłam skórką i sokiem z cytryny. Efekt jest taki, o jakim marzyłam od dłuższego czasu: chrupiący na zewnątrz i mięciutko-wilgotny w środku. No po prostu bajka. Sądzę, że jak raz spróbujesz tych ciastek to już nigdy nie wrócisz do Bounty albo zwykłych kokosanek. A gdyby je jeszcze oblać białą czekoladą...
Cytrynowe kokosanki dla spragnionych tropików
1 duże białko
szczypta soli
1 szkl mleka zagęszczonego, słodzonego
skórka otarta z dwóch cytryn
2 łyżki soku cytrynowego
1/2 łyżeczki ekstraktu waniliowego
400 g kokosa
4 łyżki cukru pudru
2 łyżki mąki (opcjonalnie, jeśli masa jest zbyt rzadka)
Rozgrzej piekarnik do 160 stopni.
Białko ubij z solą. Dodaj mleko, skórkę cytrynową, sok i ekstrakt. Wymieszaj dokładnie. Dodaj wiórki kokosowe i cukier puder. Masa powinna być bardzo gęsta, jeśli nie jest- dodaj trochę mąki.
Kokosanki formuj używając łyżki do lodów lub zwykłej łyżki. Im bardziej nieregularne i dziwaczne tym lepiej :-) Piecz 15 minut i co jakiś czas sprawdzaj spód- ma tendencję do przypalania się w mgnieniu oka. Gotowe kokosanki ostudź na kratce.
W czerwcowym ELLE 3 moje rzeczy :-) |
W kwestii szarych klusek- trwają konsultacje społeczne z mamą i ciotkami. Jak tylko wyniknie z nich coś konstruktywnego- podzielę się przepisem.
jak ja dawno nie jadłam kokosanek!
OdpowiedzUsuńA jeszcze domowej roboty..mmm..... :)
Nie dziwię się, że TA kolejka Cie pokonała ;).
OdpowiedzUsuńNie ma to jednak jak pocieszacz w postaci kokosanek!
Pozdrawiam!
5 godzin to brzmi twardo, od tej kolejki stwardniały nawet ciasteczka ;) Ja też jestem spragniona dzikiej plaży ;)
OdpowiedzUsuńTwarda kolejka, twardy chodnik, na którym się siedziało, twardy sen po powrocie do domu. Ale w przyszłym roku im pokażę: przyjdę o 16 ze składanym krzesełkiem pod pachą!
OdpowiedzUsuń