czwartek, 28 kwietnia 2011

Tarta z kremem cytrynowym (lemon curd)

Święta, święta i po świętach. Było rodzinnie, przyjacielsko i zdecydowanie za krótko. A najgorsze jest to, że nie miałam czasu robić zdjęć tym wszystkim świątecznym pysznościom! Było ciasto kokosowe, babka, nowojorski sernik (upieczony przez moją siostrę, która chyba wyrwała mi pałeczkę "sernikowca"), tarta cytrynowa i mazurek (pierwszy w moim życiu!). Pragnę podkreślić moją silną wolę: udało mi się nie objadać jak prosiątko, co więcej, nawet schudłam kilka deko. A od wtorku zaczęłam nowe życie, znowu :-) Przez 14 dni zero słodyczy, zero alkoholu, warzywka, owoce, pełne ziarno, etc. Tęskno mi za ukochanym cukrem, łza się w oku kręci gdy pomyślę o czekoladzie, ciasteczkach i lodach. Niestety, muszę się z nimi rozstać na jakiś czas, w przeciwnym razie będę musiała się rozstać z połową mojej szafy. Dzisiaj na osłodę nowego życia-- wspomnienie o tarcie cytrynowej.

Lemon curd to najlepsze co zawdzięczamy kuchni anglo-saskiej (poza masłem orzechowym i brownie). Gęsty kwaskowaty krem o pięknym żółtym kolorze. Idealny do herbatników, biszkoptów, ponoć też do chleba (barbaria!), ale najlepiej smakuje na kruchym spodzie w postaci tarty lub tartaletki. Rodzina się zajadała, ojciec dzielnie asystował, efekt: samozachwyt Kisiela sięgnął zenitu.

Przepis na lemon curd pochodzi od Iny Garten, jest chyba najbardziej tradycyjny z możliwych.

Kruche ciasto przygotuj z tego przepisu i upiecz zanim zabierzesz się za przygotowanie kremu.

Lemon curd
4 cytryny
1.5 szkl cukru
100 g masła
4 duże jajka (w temperaturze pokojowej)
szczypta soli

Delikatnie otrzyj skórkę z cytryn, postaraj się nie zetrzeć białej skórki- jest gorzka i niedobra. Wyciśnij sok z cytryn, potrzebujesz 1/2 szklanki. Skórkę cytrynową zmiksuj z cukrem na gładką masę (konieczny jest blender). Ubij masło mikserem i dodaj skórkę z cukrem. Dodawaj po jednym jajku. Na koniec odrobina soli. Miksuj na gładką masę, następnie przelej ją do rondla z grubym dnem i podgrzewaj na malutkim ogniu. Po ok 10 minutach krem powinien zgęstnieć. Schłodzony krem wyłóż na kruchy spód i odstaw do wystygnięcia. 
Ciasto możesz posypać cukrem pudrem i udekorować plasterkami cytryny.



poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Hummus

W założeniu to był bardzo pracowity weekend. W założeniu Karolina całe dnie spędzała na zajęciach a ja pisałam pracę. W rzeczywistości całe dnie przesypiałyśmy, by popołudniami robić szaleńcze zakupy a nocami bawić się do upadłego. Wczoraj na przykład kolację serwowałam o 5 nad ranem. Co? Steki oczywiście. Ale o tym innym razem. Weekend był z gatunków takich, co chciałoby się przeżywać co tydzień, ale w głębi duszy wiesz, ze nie wytrzymasz więcej jak trzy pod rząd. Więc może i dobrze, że już się skończył?
Z sobotniej wyprawy na targ przytargałam mnóstwo skarbów. Karolina zakochała się w Wiatraku. No bo jak nie kochać cieciorki za 6 zł i czerwonej soczewicy za 8zł? Cieciorkę grzecznie namoczyłam (z lekką obsuwką) bo wiedziałam, że niedzielna robota przed komputerem będzie wymagała ode mnie czegoś do przegryzienia. A co może być lepsze od marchewek z hummusem? Chyba tylko świeży chleb litewski z hummusem. Było jedno i drugie.

Hummus
200 g cieciorki
1 cytryna 
3 ząbki czosnku
1 łyżka pasty sezamowej (tahini, do kupienia w Kuchniach Świata)
chilli
sól

Cieciorkę namocz w zimnej wodzie i odstaw na noc. Następnie odcedź, przełóż do garnka, zalej wodą  (ok pół litra) i gotuj przez godzinę. Fasolka powinna być dość miękka. Po tym czasie zachowaj szklankę płynu pozostałego po gotowaniu, resztę odlej. Cieciorkę przełóż do blendera, dodaj wyciśnięty czosnek i sok z jednej cytryny. Miksuj na wysokich obrotach. Jeśli masa będzie bardzo gęsta dodaj trochę wody od gotowania. Na koniec dodaj chilli, tahini i szczyptę soli. Miksuj kilka minut. Hummus podawaj skropiony oliwą i przystrojony pietruszką. Albo od razu zjedz całą porcję jak ja :-)
Żeby przyspieszyć proces- sięgnij po cieciorkę z puszki. Nie trzeba jej gotować ani studzić. Hummus będzie gotowy w 5 minut.

Wracam do antropologii filmu. Jutro egzamin, od którego zależy moja akademicka przyszłość.

sobota, 16 kwietnia 2011

Chwalę się :-)

Od czasu do czasu moje artykuły lądują na okładce (no wiecie: sex sells). Nieco rzadziej ogromniasty billboard z reklamą ELLE ląduje na Chmielnej. A że obie okoliczności zaistniały, to się chwalę:

Ładną mamy okładkę, prawda? Zdjęcie podmienię na większą rozdzielczość, jak tylko będzie okazja. Póki co- wracam do łóżka z ciastkami owsianymi i wampirkami. Jak nie zjem wszystkich, ciastek, nie wampirków, to podam przepis.

czwartek, 14 kwietnia 2011

W pół drogi między Polską a Tajlandią czyli krewetki i kasza.


Lubię tajską kuchnię. Odpowiadają mi tamtejsze połączenia smaków: ostry, kwaśny, słodki. Na myśl o krewetkach i trawie cytrynowej przebieram nóżkami. Mleko kokosowe i pasta z fistaszków wprowadzają mnie w błogostan. I chociaż tradycyjna kuchnia tajska pewnie by mnie przerosła to lubię czasem zrobić coś a'la Thai. A że ostatnimi czasy lubię też kaszę to postanowiłam połączyć smaki. Wyszło ciekawie, chociaż są tacy, którzy do krewetek wolą ryż. Lubię jeszcze jedną rzecz: dania z jednego garnka. To prawie takie jest, pod warunkiem, że kaszę masz ugotowaną wcześniej i nie podsmażasz papryki. Ale do rzeczy.

Tajska potrawka z krewetkami i kaszą
przepis na 4 porcje

500 g krewetek
200 g kaszy jęczmiennej/ryżu
mała puszka mleka kokosowego
2 czubate łyżki masła orzechowego
1 puszka czarnej fasoli
1 puszka kukurydzy
1 duża czerwona papryka
2 ząbki czosnku
1 łyżeczka kminu rzymskiego
1 łyżeczka imbiru
1/2 łyżeczki chilli
1/4 łyżeczki kurkumy
1/4 łyżeczki gałki muszkatołowej
sok z połowy limonki
sól i pieprz
oliwa z oliwek
pietruszka i mięta, świeże


Kaszę/ryż ugotuj. Mleko kokosowe wymieszaj z masłem orzechowym. Dodaj wyciśnięty czosnek, kmin, imbir, chili, kurkumę i gałkę. Do marynaty (która konsystencją bardziej przypomina pastę) wrzuć sparzone krewetki (ja wolę black tiger, ale mogą być jakiekolwiek) i wszystko dokładnie wymieszaj. Odstaw do lodówki na minimum godzinę- im dłużej tym lepiej. Następnie rozgrzej 2 łyżki oliwy w woku/patelni i podsmaż krewetki. Pamiętaj, że nie musisz ich gotować- mrożone krewetki są już ugotowane, więc trzeba je tylko podgrzać. W międzyczasie paprykę pokrój na cienkie paski i podsmaż ją chwilę na niewielkiej ilości gorącej oliwy (stir-fry). Następnie dodaj kaszę, kukurydzę i fasolę. Całość podgrzewaj ok 5 minut, na koniec dodaj paprykę, skrop obficie sokiem z limonki, posyp posiekaną natką pietruszki i miętą. Proste, prawda?

środa, 13 kwietnia 2011

Marokański kurczak tażin (tajine).


Postanowiłam wypłynąć na głębsze wody i nie ograniczać się do kuchni zachodniej. Na pierwszy ogień poszło Maroko (pewnie dlatego, że marzy mi się Marrakesz). Tażin to nie tylko typowe marokańskie danie ale i nazwa naczynia służącego do jego przygotowania. Ale bez obaw- zwykła brytfanna/gęsiarka + palnik też dadzą radę. Kurczak smakuje zupełnie inaczej, a to za sprawą marynaty, do przygotowania której potrzebne będą między innymi cytryny konserwowe-tradycyjny składnik w kuchni arabskiej. Jak je przygotować? Są dwie opcje:

Błyskawiczne konserwowe cytryny

cytryny (dowolna ilość, do jednego słoiczka 330 ml mieszczą się dwie)
sól
woda

Cytryny trzeba dokładnie umyć, pokroić w ćwiartki i ułożyć na blaszce. Obficie posypać solą i do połowy zalać wodą. Następnie blaszkę przykryć folią aluminiową i wstawić do piekarnika rozgrzanego do 120 C na 2.5 godziny. Po tym czasie cytryny opłukać, wsadzić do słoika i zalać pozostałym sokiem. Można je przechowywać w lodówce przez miesiąc. 

Cytrynowe pikle

Składniki są te same. Umyte i osuszone cytryny nacinamy wzdłuż, ale nie rozcinamy na pojedyncze ćwiartki. Cytryny natrzyj od środka solą (1 łyżeczka na owoc) i upchnij w litrowym słoiku (im więcej tym lepiej) a następnie zalej sokiem, tak by sięgał połowy słoika. Zamknij szczelnie i zagotuj (10 minut we wrzątku). Pikle będą dobre po 3 tygodniach, a w szczelnie zamkniętym słoiku wytrzymają nawet rok.

Oczywiście metod przygotowania jest wiele. Hindusi dodają do pikli mnóstwo przypraw, Amerykanie nie zalewają ich sokiem tylko octem. Co kraj to obyczaj. Grunt, żeby mieć pikle do tażin. Uwaga! KURCZAKA TRZEBA MARYNOWAĆ KILKA GODZIN!

Marokański kurczak tażin
przepis na 4 porcje

 6 ząbków czosnku
1 łyżeczka kminu rzymskiego
1 łyżeczka mielonego imbiru
1/2 łyżeczki słodkiej papryki
1 łyżeczka soli
1/2 łyżeczki świeżo mielonego pieprzu
1 duża cebula
2 łyżki oleju
1 cytryna konserwowa
8 udek z kurczaka
kilka łodyg pietruszki i kolendry, związanych sznurkiem
1/4 łyżeczki mielonego szafranu (lub 4 nitki+ 1/4 łyżeczki kurkumy)
150 g zielonych oliwek bez pestek
pół pęczka pietruszki
pół pęczka kolendry


Wymieszaj czosnek, kmin, imbir, paprykę, sól i olej. Opłucz cytrynę, miąższ dodaj do marynaty a skórkę zachowaj na później. Dodaj pół posiekanej cebuli. Marynatę przelej do dużej, szczelnej torebki foliowej lub miski i przełóż do niej kurczaka. Dokładnie wymieszaj udka z marynatą i odstaw do lodówki na minimum 8 godzin (a najlepiej na 24h). Po tym czasie przełóż kurczaka do dużej brytfanny. Dodaj łodyżki kolendry i pietruszki, resztę cebuli, szafran i 1.5 szkl wody. Całość zagotuj a następnie duś pod przykryciem na małym ogniu przez 30 minut. Po tym czasie zdejmij pokrywkę i gotuj jeszcze 10 minut ,aby kurczak był miękki. Następnie wyjmij kurczaka z brytfanny (możesz przełożyć go na blachę, przykryć folią i wstawić do piekarnika, aby nie ostygł), zwiększ gaz i zacznij odparowywać sos-- powinien być dość rzadki. Posiekaj skórkę cytrynową, kolendrę, pietruszkę i oliwki i dodaj do sosu. Gotuj przez 5 minut. Kurczaka podawaj polanego sosem. Jako dodatek polecam kuskus, lub chlebki pita. Danie jest bardzo aromatyczne (kmin!) i oryginalne w smaku. A jeśli nie lubisz słonych potraw- zielone oliwki zastąp czarnymi.

wtorek, 12 kwietnia 2011

Ciasteczka z czekoladą czyli chocolate chip cookies


Nie najlepiej zaczął się ten dzień. Tradycyjnie już wstałam o 6 rano by o 6.45 dostać smsa, że zajęcia są odwołane. Postanowiłam nie wracać do łóżka tylko zrobić coś konstruktywnego- obejrzeć odcinek Blue Bloods. Przez ten serial zawsze chcę iść w ślady taty i zostać policjantem. Faktycznie, coś w Tomie Sellecku przypomina mojego ojca. Mistrz kierownicy ucieka jednak wolniej :-) Ale to nie jedyna wtopa tego dnia- pojechałam na zajęcia, wdrapałam się na 3 piętro do sali i właśnie wtedy mnie olśniło: dzisiaj nie ma zajęć. Tu już zaczęły się bluzgi w myślach, bo okazało się, że mam trochę wolnego czasu i mogłabym załatwić to i owo, ale oczywiście wszystko, czego potrzebowałam leżało w domu, bo wychodząc stwierdziłam, że nie zdążę zrobić nic między zajęciami a korkami. Poczłapałam smętnie w do Złotych w nadziei znalezienia kminu rzymskiego. Udało się! Ale przy kasie okazało się, że na pozostałe rzeczy jakie miałam w koszyku mnie nie stać. Moje konto nie wytrzymało ciśnienia i odmówiło naginania rzeczywistości. A w międzyczasie był jeszcze telefon od akwizytora bielizny, który chciał mi sprzedać 3 pary majtek za 150 zł! Ciekawe kto go na mnie napuścił? I do tego doszła nieznośna świadomość, że jest człowiek, którego muszę przeprosić za moje nieracjonalne zachowanie, im szybciej tym lepiej. Sami rozumiecie, że po tym wszystkim potrzebowałam czegoś na uspokojenie. Światowy dzień czekolady był dodatkowym pretekstem, o Natalii żebrzącej o coś słodkiego nie wspominając. I tak sięgnęłam po Kuchnię Nigelli i zabrałam się za przygotowywanie.


Ciasteczka z czekoladą
przepis na 20 ciastek

150 g masła
125 g jasnego cukru trzcinowego (do 14.04 w M&S jest promocja na rzeczy do wypieków, w tym cukier muscovado)
100 g miałkiego cukru (caster sugar)
1 łyżka ekstraktu waniliowego
1 jajko + 1 żółtko (zimne, z lodówki)
300 g mąki
1/2 łyżeczki sody
300 g czekoladowych łezek (ja dałam miks potłuczonej tabliczkowej białej, gorzkiej i mlecznej)

Piekarnik nagrzej do 170 C. Masło rozpuść i ostudź. W misce wymieszaj cukier i cukier trzcinowy. Dodaj przestudzone masło i dokładnie wymieszaj. Dodaj wanilię, jajka i mieszaj do uzyskania gładkiej masy. Stopniowo dosypuj mąkę z sodą i mieszaj do połączenia składników. Ciasto powinno być bardzo gęste. Na koniec dodaj czekoladę. Nie miałam chocolate chips więc wałkiem potłukłam czekoladę w tabliczkach, na bardzo małe kawałki. Łyżką do lodów formowałam kulki, które wykładałam na blachę i spłaszczałam ręką. Im bardziej koliste, tym lepiej. Ciastka trochę urosną więc zachowaj między nimi odstępy. Piekłam je na dwie tury, po 15 minut, 10 sztuk na każdej blaszce. Ciastka są dobre kiedy lekko zbrązowieją po bokach, a w środku będę dość miękkie. Po wyjęciu z piekarnika trzeba je przestudzić na kratce- będą na niej dochodzić. Oczywiście pierwsze 6 sztuk pochłonęłyśmy z Natalią parząc języki, reszta zostaje na potem. 
Szczęśliwego dnia czekolady!

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Lody, które skradną twoje serce (i talię)

W planach był post o poznańskich hamburgerach. Jednak poszukiwania nie doszły do skutku, bo zamiast z Mietą szukać wołowiny znalazłyśmy w Poznaniu prawie tuzin nowych sukienek. Wstyd się przyznać, kolacja była serwowana przez Burger Kinga. A dnia następnego  w domu mojej siostry okazało się, że talenty kulinarne kwitną.
Moja zdolna siostra, nie dość że umacnia polską naukę, to jeszcze czyni Barbie bardziej zjadliwą :-)

Na trzecie urodziny Zofii Aga zrobiła tort w kształcie lalki barbie. Z autentycznym blond czupiradłem wetkniętym w środek balowej sukni z biszkopta, kremu i lukru plastycznego własnej roboty. Z kolei Karina dołączyła do grupy fanów nowojorskiego sernika- wyszedł świetny, rodzinie bardzo smakował- blacha zniknęła w pół godziny. A na słodkie zakończenie weekendu były lody.

Uwielbiam lody. Każdą podróż zaczynam od testowania lodziarni. Ilekroć jestem za granicą (w NYC, nigdzie indziej ich nie widziałam) folguję sobie z kubeczkiem Ben & Jerry's New York Super Fudge Chunk. Najbardziej czekoladowe lody, jakie w życiu jadłam. Pełne migdałów, orzechów macadamia (przepyszne!) i kawałków czekolady, jednak nawet ja nie daję rady zjeść całej pinty na raz.
Z lodami w gałkach jest zupełnie inaczej. Wydawało mi się, że nie ma takiej porcji, której bym nie podołała. A tymczasem moje lodowe wyzwanie przyszło nieoczekiwanie-- w toruńskiej lodziarni u Lenkiewicza. Standardowo poprosiłam o 3 gałki. I nie wiedziałam w co się ładuję. Że zacytuję moją ulubioną literacką wiedźmę: "O jejku, jejku jej." (Kto wie, czyje to słowa?) Inaczej nie da się opisać uczucia jakie wywołał w mojej łasej duszy widok ogromnych gałek lodów domowej roboty. I te smaki! Biała czekolada z pistacją, whiskey, sorbet grejpfrutowy, biała i gorzka czekolada. Mogłabym długo wymieniać. Mam wrażenie, że kolejka jest tam zawsze, ale cierpliwość popłaca. Doznania smakowe na granicy mistycyzmu- gwarantowane. Ale najbardziej żenujące dopiero przed nami. Nie dałam rady zjeść 3 gałek! Z ostatnią musiał rozprawić się Marcin. Dodam jeszcze, że w przeciwieństwie do warszawskich lodziarni, toruńskie nie zmuszają do pozostawienia w kasie połowy pensji. 1 gałka- 2,50. Czyli 4 razy mniej niż w Haagen Dazs na Nowym Świecie.
To logo gwarantuje rozkosz.
Gdzie szukać lodowej świątyni? W Toruniu na Wielkich Garbarach 14. Następnie z wafelkiem w dłoni trzeba się udać na bulwar nad Wisłą, gapić się w słońce i rozkoszować wiosną/latem/zimnym Lechem.

piątek, 8 kwietnia 2011

Kurczak z cukinią i kukurydzą

Dzisiaj wyjątkowo przepis bez zdjęcia*. Dlaczego? Bo po wczorajszym kurczaku z cukinią nie został nawet najmniejszy ślad, a głód jaki dopadł mnie i Natalię nie pozwolił na marnotrawienie czasu na sesję fotograficzną.
Jedzenie nie dość, ze gotowe w 20 minut, to jeszcze niespodziewanie dobre. Lubię takie kulinarne niespodzianki, kiedy przez przypadek wychodzi ci coś smacznego. W lodówce leżały od jakiegoś czasu 3 cukinie i cierpliwie czekały na swoją kolej. No i „nadejszła wiekopomna chwila” która wymagała improwizacji i wykorzystania zasobów lodówkowo-szafkowych. I tak powstała

szybka potrawka z kurczaka z cukinią i kukurydzą
przepis na 4 porcje

2 piersi z kurczaka
3 cukinie (niewielkie, młode)
puszka kukurydzy (Magda Gessler woła o pomstę do nieba za te puszki)
100 g kaszy jęczmiennej, grubej (oczywiście gotowanej w torebce, bo bardziej niezawodna)
2 ząbki czosnku
1 łyżka gruboziarnistej przyprawy do steka (Prymat- ulubiona mieszanka mojej mamy)
2 łyżeczki przyprawy do kurczaka (najzwyklejsza, najbardziej prymitywna jest najlepsza)

Kaszę ugotuj zgodnie z przepisem na opakowaniu albo zgodnie z własnym przepisem. Ja tam trzymam się tego pudełkowego. Kurczaka pokrój w kostkę. Cukinię umyj i pokrój w półtalarki. Nie zawracam sobie głowy obieraniem jej czy wycinaniem środka (a co po niektórzy tak robią, chyba nawet moja siostra jest w tej grupie). Na patelni rozgrzej oliwę i dodaj wyciśnięty czosnek. Podsmaż go chwilę, ale nie pozwól by zbrązowiał. Dodaj kurczaka i smaż ok 5 minut. Następnie dodaj cukinię, przemieszaj i smaż chwilę—cukinia powinna być lekko twarda. Na koniec dodaj kukurydzę i przyprawy. Zostaw na ogniu na minutę, by kukurydza miała szansę się podgrzać. Następnie wymieszaj potrawkę z kaszą. Podawaj z natką pietruszki i tartym serem.

Jeśli ktoś pokusi się o zrobienie tego przepisu- proszę o zdjęcie. A tak na marginesie- piszę ten post w pociągu do Poznania. Moja siostrzenica kończy 3 lata, więc nawet tak wyrodna ciotka jak ja musi się pojawić na imprezie, skoro na dwóch poprzednich mnie nie było :-)


* I pomyśleć, że blog Julie Powell nie miał zdjęć! To chyba była inna epoka w dziejach internetu.

czwartek, 7 kwietnia 2011

Cheeseburger & milkshake

Wiem, że 7 rano to dziwna pora na wpis na blogu kulinarnym. Niestety-muszę się czymś zająć zanim pójdę na zajęcia. Wstałam bowiem o 6 rano aby dotrzeć na korki o 8. O 7.15 zwarta i gotowa, sięgam po telefon, żeby już wyjść z domu i co odkrywam? Że korki odwołane. Nerw. 
Zdjęłam więc kurteczkę, czapeczkę i buciki, zaklęłam szpetnie i zasiadłam do komputera. Głodna jestem jak diabli, zwłaszcza jak patrzę na te zdjęcia i myślę o przepysznych burgerach, które jadłam we wtorek. 
Cheeseburger. Amerykański klasyk, którego chyba nie trzeba przedstawiać. Należy jednak wspomnieć o skomplikowanej relacji, jaką mam z tym daniem. Kilka lat temu, podczas pierwszej wyprawy do Stanów miałam 'przyjemność' pracować w Burger Kingu. W zasadzie powinnam usunąć ten cudzysłów, bo przyjemność faktycznie była. Pracowałam z fajną ekipą, nie męczyłam się nadto, zarabiałam jakieś pieniądze. Jedyny minus- zobaczyłam jak traktowane jest jedzenie w fast foodach. I co? I 3 tygodnie po powrocie z USA radośnie poszłam do maka. Niechaj będzie, ze mam plebejski gust, żem mało wyrafinowana i w głębi duszy zawsze będę miłośniczką ziemniaka i kotleta. Niech tak będzie, jeśli pozwoli mi to bez skrępowania cieszyć się wyborną, krwistą wołowiną. Ortodoksi powiedzą, że burger z patelni to nie prawdziwy burger. Prawdziwy jest z grilla. Ma posmak dymu i wyraźne kreski odciśnięte przez ruszt. Zgadzam się- grillowany jest lepszy. Ale ja nie mam grilla, więc zadowalam się tym z patelni. I wiecie co? Jest pyszny!


Cheeseburgery
500 g mielonej wołowiny (błagam, nie zastępujcie jej wieprzowiną!)
1 saszetka Sazon
1 łyżka Adobo
4 bułki do burgerów (uwielbiam gąbczaste ciasto, z którego są zrobione)
4 plasterki sera
4 liście sałaty
1/2 czerwonej cebuli
dowolne inne warzywa np. pomidory, ogórki, świeży szpinak, pieczarki, etc.
ogórki konserwowe (burger bez pikli się nie liczy, ja sięgam po małe korniszonki z chilli--do kupienia w Lidlu)
keczup i majonez
oliwa z oliwek i masło

Teraz zastanawiacie się czym do diabła jest Sazon i Adobo? Otóż są to meksykańskie mieszanki przypraw robione przez Goyę. Jestem zwolennikiem upraszczania życia, więc zamiast sama kombinować--ilekroć jestem w Stanach kupuje największe opakowania tych dwóch mieszanek. Jak zrobić własne Sazon? Mieszamy pieprz, kumin, oregano, sól, czosnek i odrobinę słodkiej papryki. Adobo? Granulowana cebula, granulowany czosnek, oregano, sól i pieprz.

Mięso wymieszaj z przyprawami i odstaw do lodówki na minimum pół godziny. Następnie podziel je na 4 części i z każdej zrób cienki krążek. jak zrobić idealnego burgera? Najłatwiej przy użyciu prasy do mięsa, ale kto ją ma? Jeśli nie masz wprawy w ręcznym formowaniu sięgnij po duże wieczko od słoika, wyłóż je folią, wyklej mięsem, następnie wyjmij burgera razem z folią i przełóż na patelnię (oczywiście już bez folii, :-)). Grunt, żeby burgery były dosyć cienkie  (ok 2 cm) i duże. Skurczą się podczas smażenia. Na patelni rozgrzej oliwę z oliwek. Następnie dodaj łyżkę masła. Smaż na wolnym ogniu, z obu stron. Jeśli lubisz krwiste burgery (jak ja) wystarczą 3 minuty z każdej strony. Jeśli lubisz wysmażone--przełóż je na drugą stronę gdy na wierzchu pojawi się duża ilość krwi (ok 5 minut z każdej). Kiedy obrócisz kotlety, ułóż na wierzchu każdego plasterek sera.
W międzyczasie podgrzej bułki (w mikrofali lub piekarniku). Na bułce ułóż warzywa, zaczynając od sałaty. Drugą połówkę posmaruj majonezem. Wysmażonego burgera ułóż na warzywach, polej keczupem, przykryj drugą bułką i gotowe.

Czekoladowy milkshake

1/2 litra lodów czekoladowych
1/2 szklanki mleka
kilka kostek lodu

Uwielbiam takie przepisy :-) Lód zmiksuj z mlekiem, dodaj lody i miksuj ok 3 minut.  Gęsty i zimny shake pasuje wyśmienicie do krwistego cheesburgera. 


A gdzie zjeść najlepsze burgery? W Stanach stawiam na małe, lokalne diners, zwłaszcza w Hampton Bays. Mają najlepsze frytki świata i kotlety tak dobre, że zjadam 2 bez problemu (a są spore). W NYC moja ulubiona burgerownia jest we Wschodnim Harlemie- nazywa się Joy i mieści na 1567 Lexington Ave (na rogu Lex i 100th Str). Jest malutka, prowadzona oczywiście przez Latynosów i serwuje tak fenomenalną wołowinę, że nic się z nią nie równa. No może ich megaczekoladowe koktajle. A za całość nie zapłacisz więcej niż $20. A w Polsce? W Warszawie króluje Sketch. Buły są drogie, ale bardzo dobre. Jest tylko jeden mankament- nie mają SERA! Dasz wiarę? Knajpa w samym środku europejskiego miasta nie ma sera. Takiego problemu nie ma toruński Widelec. Mięsko dobre, tylko trochę za bardzo przypomina mielone na tatara i burgery są ciut za grube, jak na mój gust. Ale mają super frytki i dodatki godne polecenia. 
W weekend jadę do Poznania. Może znajdę kolejną ulubioną burgerownię?

niedziela, 3 kwietnia 2011

Fettucine Alfredo

Jeśli się odchudzasz- uciekaj z tej strony.
Jeśli tłuszcz ostatnio jadłaś jako niemowlę karmione piersią- już cię tu nie ma.
Jeśli na dźwięk słowa "MASŁO" dostajesz dreszczy i zaczynasz się jąkać- odejdź od komputera i wybierz się na spacer/siłownię. (Kto wie, może od samego myślenia o maśle można przytyć? :-))
Jeśli wiesz do jakiej ekstazy może doprowadzić parujący talerz makaronu- czytaj i chłoń!
Jeśli chcesz w 10 minut przeżyć największą kulinarną rozkosz, porównywalną tylko z czekoladowym brownie lub kotletami jagnięcymi- startujemy!

Co kryje się pod tajemniczą nazwą sos Alfredo? Mój dzisiejszy obiad (ugotowany wczoraj w środku nocy, po powrocie z klubowej włóczęgi). Aż wstyd się przyznać, ale fettucine Alfredo jadłam po raz pierwszy w Pizza Hut w Stanach. Któregoś razu miałam okropną ochotę na makaron i zdecydowanie okropny brak ochoty na gotowanie, więc wyciągnęłam Roberta do knajpy. Zdecydowałam się na kurczaka z sosem śmietanowym i był całkiem dobry. Do tego góra sałaty i pieczywo czosnkowe- mniam! Oczywiście w nocy nikt nie myśli o pieczywie, sałacie i talerzach (tak Mamo, jadłam z patelni, jak bydlątko) i pewnie nie powinien też myśleć o tym daniu, bo faktycznie jest tłuste jak diabli. Ale...

Fettucine Alfredo
przepis na 3 porcje

300 g makaronu fettucine (albo innych linguine, spaghetti, etc.)
1,5 szkl gęstej śmietany (najlepiej 36%, ale możesz solidnie odchudzić danie sięgając po 18%)
1/4 szkl soku z cytryny
5 łyżek masła
1 szkl startego parmezanu (tutaj jest nieodzowny, jeśli chcesz wersję oszczędną wymieszaj parmezan z innym twardym, aromatycznym serem)
2 ząbki czosnku
gałka muszkatołowa
sól i pieprz

Makaron ugotuj al dente. Warunek niezbędny, żeby danie wyszło jak należy- jeśli rozgotujesz makaron, sos nie będzie odpowiednio kremowy. Odlej szklankę wody od makaronu (na wszelki wypadek, gdyby trzeba było poprawić konsystencję sosu). Na patelnię wlej śmietanę i sok cytrynowy. Podgrzewaj do połączenia składników. Następnie przerzuć do niej ugotowany makaron. Wymieszaj ze śmietaną. Dodaj zmiażdżony czosnek, masło i ser. Wymieszaj dokładnie i podgrzewaj ok 3 minut. Wszystkie składniki powinny się rozpuścić, a makaron powinien być dokładnie "oblepiony" sosem. Przypraw gałką muszkatołową, solą i pieprzem. Jeśli sos jest zbyt gęsty- dolej trochę wody od gotowania makaronu, jeśli jest zbyt rzadki-odparuj lub zapraw wodą z odrobiną mąki. I już!

To jest oczywiście przepis- baza. Możesz na początku podsmażyć kurczaka/ indyka, dopiero potem dodać śmietanę. Sos dobrze komponuje się z brokułami, groszkiem, pieczarkami. Praktycznie ze wszystkim.  A jeśli masz zamiar podawać go na imprezie-- przed deserem, wzorem taty Ewy rozdawaj gościom rapacholin czy inny specyfik na wątrobę :-)

Mini-tarty z crème pâtissière i truskawkami w/g Julii Child

Cóż to był za dzień! Wyszłam do pracy o 9, wróciłam o 1 w nocy. Wszak piątek, więc razem z Koleżankami Redaktorkami udałyśmy się na tour de bar. Zaczynając od Melanżu (czy jakiegoś innego miejsca w pawilonach, przez Skech, Kafefajkę i na Powiślu kończąc). Wróciłam do domu zmachana jak wielbłąd, ale na tyle obudzona, by jeszcze w nocy obejrzeć najnowszy odcinek Grey's Anatomy. Że będzie śpiewany- wiedziałam od dawna, że będę umierać ze śmiechu- przypuszczałam. No i przypuszczenia się sprawdziły. Nie dość, że było komicznie, to dr Sloan stanowił wyzwanie nawet dla Auto Tune'a, który nie radził sobie z jego jakże oryginalną barwą :-) Oglądając GA nabrałam ochoty na coś słodkiego.
Wprawdzie zarzekałam się, że w ten weekend będę się oddawać czekoladowej rozpuście, jednak leżące w lodówce truskawki (świeże!!!) sprawiły, że nabrałam ochoty na klasykę: kruche ciasto, creme patissiere i truskawki to mój letni hit. Do lata wprawdzie jeszcze troszkę brakuje, ale skoro truskawki na Grochowie śmiesznie tanie (jak na tę porę roku, 6 zł/ kg to niewiele, prawda?) to czemuż by nie poudawać że już lipiec? A kto lepiej zna się na francuskich specjałach niż Julia Child? Zatem w sobotę po południu wyciągnęłam z półeczki Mastering the Art of French Cooking i zabrałam się do dzieła.

Kruche ciasto
przepis na 24 tarty

300 g mąki
6 łyżek cukru
1/4 łyżeczki soli
200 g masła (pokrojonego w małe kawałki)
4 łyżki wody (gdyby ciasto było zbyt suche)
1 jajko

Mąkę wymieszaj z cukrem i solą. Dodaj jajko i masło i energicznie zagniatałam. Gdyby ciasto było zbyt sypkie- przypominało kruszonkę, dodaj odrobinę wody. Uformuj kulę i włóż na pół godziny do zamrażarki.
Następnie rozwałkuj i wycinaj foremkami do tart kółka. (Nie trzeba smarować spodów masłem- ciasto jest tłuste więc nie powinno przywrzeć do blachy.) Dociśnij boki i nakłuj ciasto widelcem. I teraz najważniejsze: każdą foremkę przykryj kawałkiem folii aluminiowej, na wierzch wysyp groch/ryż/kaszę (nadaje się każde sypkie ziarno, które obciąży ciasto, w przeciwnym razie urośnie zbyt wysokie). Piecz w 180 C ok 12 minut. Wypieczone spody ostudź na kratce.

Crème pâtissière

180 g drobnego cukru
5 żółtek
90 g mąki (przesianej)
375 ml mleka
łyżka masła
1,5 łyżki esencji waniliowej

Przygotowanie kremu jest proste. Sekret polega na ciągłym mieszaniu trzepaczką lub mikserem. Jako leń kuchenny stawiam na mikser :-) 
Wszystko robię od razu w rondlu z grubym dnem-- ostatnim etapem przygotowania kremu jest zagotowanie go, więc po co brudzić dodatkową miskę? Do żółtek stopniowo dodawaj cukier i ubijaj na najwyższych obrotach przez 3 minuty. Masa powinna być jasnożółta i gęsta. Dodaj przesianą mąkę i nadal ubijaj. Mleko podgrzej w mikrofalówce lub zagotuj. Zgadnijcie którą opcję wybrałam? Julia Child pewnie wywaliłaby mnie za to z kuchni... Ciepłe mleko stopniowo dodawaj do masy. I ubijaj do połączenia składników. A potem hop: na średni gaz i gotujemy. Na tym etapie możesz zastąpić mikser trzepaczką- lepiej zbierze krem z dna garnka. I nie przejmuj się, jeśli spód trochę się przypali-- najwyżej go nie użyjesz. Gotuj przez kilka minut, dopóki masa nie zgęstnieje. Na koniec dodaj esencję waniliową i masło. Jeśli nie wykładasz kremu na ciastka od razu połóż na wierzchu kilka kleksów masła, dzięki temu nie zrobi się kożuch. 

Ostatni etap: tarty posmaruj kremem. Możesz użyć rękawa cukierniczego. Na wierzch połóż truskawki. U mnie są pokrojone w kostkę, bo a) owoce były gigantyczne b) tarty naprawdę mini. I gotowe. Oczywiście ten sam przepis możesz wykorzystać do przygotowania jednej dużej tarty. Proporcje będą takie same, dla 25 cm formy.



A teraz co zrobić z pozostałymi białkami? Miseczkę/szklankę, w której się znajdują przykryć szczelnie folią aluminiową, w której potem robi się kilka dziurek. Tak spreparowane białka odstawiasz do lodówki na 2 dni. A potem z pomocą migdałów i kilku innych składników przygotowujesz kolorowe makaroniki. No to już wiecie jaki jest mój następny deser.

piątek, 1 kwietnia 2011

Książka na weekend

Jeszcze tylko kilka minut i oficjalnie zaczynam weekend. Moim przewodnikiem będzie tym razem książka The Chocolate and Coffee Bible dostałam ją 2 lata temu od Natalii. Podzielona na dwie części, odpowiednio o czekoladzie i kawie. Każda część zawiera historię, mnóstwo praktycznych wskazówek (np. jak samodzielnie robić czekoladowe ozdoby, idealne do cupcakes)  i technik kulinarnych oraz świetne przepisy. Polecam trufle czekoladowe (jest wersja ekspresowa i wersja wymagająca 12-godzinnego chłodzenia) i czekoladowy sernik. Wezmę na warsztat przepis na sernik z mascarpone, białą czekoladą i malinami. O efektach oczywiście napiszę i pokażę.

Nie wiem, czy można tę książkę kupić w Polsce. Na pewno jest dostępna na Amazon i eBay.

Makaron z cukinią i brokułami

Nowa tradycja: każdy kto u mnie je, ląduje na blogu. Od lewej: Michalina, Mieta, Karo i Aga.
We wtorek nawiedziły mnie dziewczęta z Poznania (a raczej przyszłe Panie Doktor i Pani Psycholog). Przyjechały na job fair, bowiem w przeciwieństwie do mnie będą się w tym roku jeszcze cieszyć studenckimi wakacjami- 3 miesiące w USA!!! Umieram z zazdrości. 
Ale wracając do rzeczy- każda okazja jest dobra by się spotkać z Mietą (za kilka lat przeczytacie mój artykuł o niej, drugiej Marii Siemionow) i snuć plany przejęcia władzy nad światem. Musiała być odpowiednia oprawa kulinarna. Oczywiście gotowanie dla kogoś, kto nie jest moją rodziną albo Natalią nadal dla mnie stresuje. W rankingach na dobry i szybki przepis królowało chili con carne oraz pasta z cukinią i brokułami w sosie z mascarpone. Pogoda była piękna i wiosenna więc wygrał makaron, bo na samą myśl o chili robiło mi się gorąco. 

Makaron z cukinią i brokułami
przepis na 5 porcji
500 g marakonu (np. farfalle albo fusilli)
3 cukinie
1 brokuł
250 g mascarpone
330 ml śmietany 18%
1 szkl wody od gotowania makaronu (zawarta w niej skrobia poprawi konsystencję sosu)
4 ząbki czosnku
chili
gałka muszkatołowa
tymianek
sól i pieprz
oliwa z oliwek
100 g orzechów włoskich

Przygotowanie sosu jest bardzo proste. Najwięcej czasu zajmuje krojenie wstążek z cukinii. Po raz pierwszy wykorzystałam do tego mój nóż do parmezanu, który na co dzień  robi za obieraczkę do warzyw. Może trudno w to uwierzyć, ale w mojej kuchni łatwiej o marchewkę i pietruszkę niż parmezan w kawałku. Jak nie masz czasu, możesz pokroić cukinię w plasterki. Gdy cukinia została pokrojona rozgrzałam woka, wlałam 4 łyżki oliwy z oliwek i smażyłam ją kilka minut. Jeśli nie masz dużego woka, smaż cukinię na raty, w patelni. Musi być dużo miejsca, żeby cukinia ładnie zbrązowiała. Inaczej zrobi się z niej breja. Następnie dodałam mascarpone. W międzyczasie zblanszowałam (czyli wrzuciłam na 3 minuty do osolonego wrzątku) różyczki brokuła. Gdy ser się rozpuścił dolałam śmietanę (zahartowałam ją szklanką wrzątku od gotowania makaronu). Doprawiłam solą, pieprzem, tymiankiem, czosnkiem, gałką i chili. Proporcje zależą od upodobań. Ja lubię pikantne sosy, więc chili było sporo. Na koniec dorzuciłam brokuła, przemieszałam i już! Makaron z sosem posypałam posiekanymi orzechami włoskimi. Można je zastąpić pestkami dyni albo słonecznika.

Muszę przyznać, że mam fazę na cukinię. Głównie dlatego, że odkryłam źródło taniej, smacznej i nieprzerośniętej cukinii na Wiatraku. Coraz bardziej podoba mi się życie na Grochowie. Kolejne cukiniowe przepisy już niebawem!