czwartek, 31 marca 2011

Czekoladowe kokosanki

Po co sięgacie na poprawę humoru? Ja po czekoladę albo ziemniaki. Ostatnio wygrywa jednak czekolada i kiedy wróciłam z redakcji styrana jak wół miałam ogromną ochotę na coś megaczekoladowego i ekspresowego. Weszłam na Moje Wypieki i znalazłam przepis na czekoladowe makaroniki. Z makaronikami to ma niewiele wspólnego, bo nie uświadczysz w przepisie ani grama białek. Niemniej ciacha są pycha, gotowe w 15 minut, gorące i mięciutkie w środku.

Czekoladowe kokosanki
1 puszka mleka skondensowanego, słodzonego (albo niesłodzonego+ cukier puder do smaku)
1 tabliczka gorzkiej czekolady
200 g wiórek kokosowych
100 g migdałów (posiekanych lub płatków)
2 łyżeczki ekstraktu waniliowego
6 herbatników

Mleko podgrzej w dużym garnku. Dodaj połamaną czekoladę i ogrzewaj dopóki się nie rozpuści. Następnie zdejmij garnek z ognia i dodaj wanilię, wiórki, orzechy i pokruszone herbatniki. Masa powinna być bardzo gęsta i trzymać kształt. Gałką do lodów układaj na blasze okrągłe kopce. Piecz w 180 C przez 8 minut. Po wyjęciu przestudź ciastka na kratce. Wierzch stwardnieje, ale w środku pozostaną mięciutkie i ciągnące. Najlepsze są na drugi dzień,  do porannej kawy w łóżku, albo kiedy późno w nocy poszukujesz alternatywy dla kakao.

środa, 30 marca 2011

Cytrynowe piersi z kurczaka


Wczorajszy dzień obfitował w wydarzenia i alkohol. Dzisiejszy obfitował w bóle głowy i zieleninę. Poznańskie dziewczęta przyjechały, skradły moje serce i wątrobę (medyk, kurka) i pojechały. No to na pocieszenie zrobiłam sobie dzisiaj cytrynowe piersi z kurczaka, sałatkę z avocado i młode ziemniaczki. O! Cytrynowy kurczak w/g przepisu Iny Garten (zaczynam ją coraz bardziej lubić, nie tylko dlatego, ze jest z East Hampton) jest błyskawiczny w przygotowaniu i nadaje się jako danie główne albo dodatek do sałatki. Bardzo dobry na ciepło, fajny na zimno.

Cytrynowe piersi z kurczaka
2 piersi z kurczaka (ok 500 g)
5 ząbków czosnku
4 łyżki oliwy z oliwek
4 łyżki białego wina (ja dałam wermut)
skórka otarta z 1 cytryny
sok z połowy cytryny
2 łyżeczki tymianku
1 łyżeczka oregano
sól i pieprz
świeża mięta

Piekarnik rozgrzej do 200 stopni. Potrzebna będzie forma albo brytfanna, którą można potem wstawić do piekarnika. Na małym ogniu rozgrzej oliwę. Dodaj wyciśnięty czosnek i smaż ok 2 minut. Czosnek nie może zbrązowieć! Potem zdejmij garnek z ognia, dodaj wino, sok i skórkę z cytryny, tymianek, oregano, sól i pieprz. Wymieszaj sos i dodaj całe, umyte i osuszone piersi z kurczaka (ja miałam filety, ale takie ze skórą też są ok; wówczas ułóż je skórą do góry). Na kurczaku ułóż pokrojoną w ćwiartki cytrynę (ta niewyciśnięta połówka) i gałązkę mięty. Podlej je z góry sosem i piecz pod przykryciem przez 25 minut.
Podawaj na ciepło z powstałym sosem. Możesz też wykorzystać go jako dressing do sałaty. Ja tak zrobiłam.

Szybka sałata z awokado
3 garście ulubionej sałaty (ja wybrałam miks)
1 dojrzałe awokado
1 kulka mozzarelli
pomidorki koktajlowe (jak ktoś lubi, ja niekoniecznie)
sos z cytrynowego kurczaka, albo dressing musztardowo- miodowy z cytryną i rozmarynem

Mozzarellę pokroiłam na małe kawałki, awokado wydrążyłam i rozdrobniłam, pomidorki pokrój na pół. Wszystko wymieszać, podlać sosem. I już!

niedziela, 27 marca 2011

Mango lassi

Jestem w pracy, a że chwilowo nie mam co robić- dzielę się przepisem na mango lassi. Ale najpierw historyjka. Pierwszą wyprawę do hinduskiej knajpy zapamiętam na zawsze. Lato 2006, Portland, Maine. Ja, Borsuk i Abby- starsza babka, która nie wiedzieć czemu była dobrym duchem tamtego miejsca, woziła nas po Maine, karmiła i pokazywała różne ciekawostki. Jedną z nich była knajpa Hi Bombay! w Downtown, dokładnie na 1 Pleasant Str (spawdziłam, nadal istnieje!), z okna widać było pomnik Johna Forda, który urodził się w Portland. Jak to z hinduskimi knajpami bywa- family owned and operated. Wtedy jeszcze byłam roślinożerna, więc zamówiłam warzywną kormę. Wszystkie nieznane smaki eksplodowały na języku. A do tego- mango lassi. Młody chłopak, który nas obsługiwał, poinformował, że posiłek bez lassi i naanów się nie liczy. Myśl o popijaniu obiadu słonym jogurtem z mango mnie nie pociągała. Nie pociągała dopóki sama nie pociągnęłam pierwszego łyka. Niesamowita kombinacja- słodkie mango, kwaśny jogurt, kardamon i sól. Miłość od pierwszego przełknięcia :-) I doskonale neutralizowało ogień innych potraw.

Mango lassi
na 4 porcje

2 dojrzałe mango (lub mango z puszki lub puree z mango)  
1 szkl jogurtu naturalnego (więcej, jeśli ma być bardziej gęste)
2 szkl mleka
kardamon (mielony)
sól

Mango obierz ze skórki i pokrój w kostkę- zdrewniałe, twarde kawałki wyrzuć. Owoce zmiksuj na papkę (niezbędny jest blender). Dodaj mleko i jogurt. Proporcje zmieniaj w zależności od upodobań, ja wolę rzadsze lassi. Koktajl dopraw szczyptą soli i łyżką kardamonu (doprawiaj stopniowo i smakuj, żeby nie przedobrzyć). Miksuj lassi przez kilka minut- im gładsze, tym lepiej. Wstaw do lodówki co najmniej na godzinę. Jeśli nie masz czasu- dorzuć kilka kostek lodu. Można podawać z listkami mięty lub pokruszonymi ziarenkami kardamonu.

Butter chicken, mango lassi i guacamole- rozpusta!


Dazed but not Confused (yet quite hungry) czyli Marta i Ewa.
Na wczorajszy wieczór ostrzyłam sobie zęby od tygodnia. Nie dość, że w planach było oglądanie SATC, mieszanie z błotem i pranie brudów, to jeszcze w dobrym towarzystwie i z mnóstwem jedzenia. O towarzystwo zadbał duet Dazed but Not Confused czyli red. Ewa i red. Marta. O jedzenie zadbałam ja. Zaczęłyśmy od murgh makhani (butter chicken). Danie z kuchni pendżabskiej, które po raz pierwszy jadłam w Warszawie, za co będę dozgonnie wdzięczna Ewie, bo to ona przedstawiła nas sobie pewnego słonecznego popołudnia w Bollywood- hinduskiej knajpie w pawilonach na Przeskok. Kurczak tamtejszy był genialny, tylko drogi jak sam skurczybyk (butter chicken+ 2 naany= 30 pln!). To zmusiło mnie do podjęcia wyzwania czikena: przedarłam się przez przepisy Gordona Ramsaya, całą kolekcję wskazówek na Food Network i kilka innych stron o kuchni indyjskiej, aby ostatecznie stworzyć własną wersję. 
Składników jest dużo, ale kurczak jest tak prosty w przygotowaniu, że już prościej się nie da, a połączenie migdałów, pomidorów i miliona przypraw podbije serce każdego. A gdy dodasz do tego ciepłe i pachnące naany (Marks& Spencer, dziękuję!) i mocno kardamonowe mango lassi- to robi się prawdziwie hindusko, nawet bez rodziny Bachchanów (niestety Abhishek nie mógł wpaść). 
Zdjęcia robione na szybko, bowiem red. Marta zmusiła nas do godzinnego oczekiwania na kolację. Gdy w końcu zaszczyciła nas swoją obecnością, rzuciłyśmy się na kurczaka i nie było czasu na sesję zdjęciową.

Butter Chicken
przepis na 3 duże porcje
 
Pasta z M&S ma ogień i kosztuje 8,50!
600 g piersi z kurczaka
1 duża cebula
4 łyżki masła
3 ząbki czosnku
3 łyżki świeżego startego imbiru
1/2 łyżeczki cynamonu
1 łyżeczka kurkumy
1 łyżeczka garam masala
2 łyżeczki chili (ja zastąpiłam pastą madras, oczywiście z M&S :-))
1 łyżka cukru
1/2 łyżeczki kardamonu
sól, pieprz
puszka krojonych pomidorów bez skórki
mały koncentrat pomidorowy
1/2 szkl migdałów (zmielone lub płatki)
3 czubate łyżki śmietany lub jogurtu naturalnego
natka pietruszki lub świeża kolendra
3 duże chlebki naan lub ryż lub kuskus


Masło rozgrzej w woku. Dodaj pokrojoną w kosteczkę cebulę i cynamon. Podsmażaj chwilkę. Dodaj imbir, czosnek, kardamon, kurkumę, masalę i chili i smaż kilka minut, dopóki zapach masła i przypraw nie wypełni całego mieszkania (dodatkowy element robiący nastrój :-)) Następnie dodaj pokrojonego w kostkę kurczaka i smaż całość przez 5 minut. W razie potrzeby- dodaj odrobinę masła. W międzyczasie zmiksuj pomidory, cukier i koncentrat (pożądana konsystencja- gęsty przecier) po czym wlej miksturę do kurczaka. Całość duś ok 10 minut. Po tym czasie dodaj migdały i posiekaną natkę pietruszki/ kolendrę. Duś jeszcze chwilę. Dopraw solą i pieprzem- w razie potrzeby. Podawaj z kleksem śmietany i ciepłymi naanami/ryżem/kuskusem.

W wersji ekspresowej, a taką preferuję, kurczaka nie trzeba marynować. Jeśli masz czas i ochotę, możesz dzień wcześniej przygotować marynatę: kurczaka pokrojonego w kostki dokładnie wymieszaj z roztopionym masłem i przyprawami i wstaw na noc do lodówki. Potem postępuj zgodnie z przepisem dodając pomidory, koncentrat, migdały, śmietanę i pietruszkę.

Ponieważ przyjemności trzeba sobie dawkować- przepis na mango lassi i guacamole będzie następnym razem (a tak naprawdę: mimo iż jest niedziela muszę iść do pracy--robimy okładkę; mam zamiar jechać na rowerze, więc powinnam wychodzić zaraz, a nadal siedzę w pidżamie i wsuwam ostatnie muffinki z nutellą, przełożone konfiturą malinową).

piątek, 25 marca 2011

Muffiny z nutellą

TGIF! (Thank God it's FRIDAY!)


Jutro u mnie mały sabat czarownic. Przychodzą Ewa i Marta. W planach mamy butter chicken, sangrię i muffiny, a oprócz tego Seks w Wielkim Mieście i używanie na facetach ze wszystkich stron świata. Żeby jutro uniknąć biegania jak poparzona "między kuchnią a salonem" postanowiłam upiec muffiny już dzisiaj. Pomysłów miałam mnóstwo. Stanęło na tych z nutellą, według przepisu z bloga Moje Wypieki. Recepturę lekko zmodyfikowałam. 

Babeczki z nutellą
przepis na 12 babeczek

120 g miękkiego masła
4 łyżki śmietany kremówki
3/4 szkl cukru
3 jajka (temperatura pokojowa)
250 g mąki (ja dałam pół na pół- tortową i pełnoziarnistą)
2 łyżki ekstraktu waniliowego
2 łyżeczki proszku do pieczenia
3 czubate łyżki nutelli (w temperaturze pokojowej, żeby łatwiej połączyć z masą)

Masło ubiłam mikserem, dodałam kremówkę i stopniowo cukier. Następnie ciągle miksując dodawałam po jednym jajku. Mąkę wymieszałam z proszkiem i dodawałam po trochu do masy. Na koniec ekstrakt waniliowy. Potem czas na nutellę. 3 łyżki dodałam prosto do masy, wymieszałam delikatnie. Chodzi o to, aby powstało czarno-białe ciasto, więc nie mieszajcie zbyt dokładnie. Łyżką do lodów wypełniłam po brzegi 12 foremek na babeczki. Piekłam ok 20 minut w piekarniku rozgrzanym do 160 stopni. Dobrze jest na pierwsze 9 minut dać tylko na dolną grzałkę, potem przełączyć na obie- babeczki wyrosną i nie spalą się z góry.

Zawsze jak robię muffiny mam tremę. Bo nigdy nie wiem kiedy opadną. Tym razem chyba mój piekarnik wyczuł, że trzeba się spisać, bo ciastka idą na bloga i wypiekł jak należy. Nic nie opadło. Pytanie brzmi, czy jakieś muffiny zostaną na jutro, czy może akcja "bieganie jak poparzona" jest nieunikniona i jutro będę musiała piec drugą blachę?

czwartek, 24 marca 2011

Pizza (na spodzie, który zawsze wychodzi)

Trzeba wam wiedzieć, że wszystkie moje fascynacje są fazowe. O co chodzi? Jak mam fazę na coś (muzykę, faceta, czerwone paznokcie) to rozkoszuję się tym czymś na maksa, aż mi zbrzydnie. Dokładnie tak jest z jedzeniem. Swego czasu codziennie jadłam pizzę, przez 2 tygodnie. Pewnego razu Natalia weszła do naszego mieszkania, rzuciła torbę i stwierdziła: "Uwielbiam wchodzić do naszego włoskiego domu w którym od progu pachnie pizzą i bazylią." Zaiste, pachniało pizzą, bazylią i czosnkiem.
Dziś musiałam przypomnieć sobie ten zapach. A że dzień miałam nie najlepszy, to chłodne piwo i kwadrans wyrabiania ciepłego ciasta były w sam raz. Nie wiem dlaczego, ale mało jest czynności równie relaksujących jak wyrabianie ciasta na pizzę. Jest ciepłe, miękkie w dotyku, ale lekko sprężyste i zupełnie poddaje się twojej woli. I jeszcze jedno- nie może się nie udać. Nieważne jak trudny miałam dzień i kto zalazł mi za skórę- gdy czuję zapach świeżych drożdży wszystko mija. Ad rem, przepis na ciasto pochodzi od Jamiego Olivera, został lekko zmodyfikowany.

Ciasto na pizzę
przepis na 3 duże, cienkie placki

500 g mąki (ja użyłam pełnoziarnistej Lubella)
325 ml ciepłej wody (nie gorącej, bo zaparzycie drożdże!)
40 g drożdży (świeżych, można zastąpić saszetką suchych)
2 łyżki oliwy z oliwek
1 łyżka miodu
1/2 łyżki soli

Jeśli używasz świeżych drożdży, zacznij od przygotowania zaczynu: drożdże rozprowadź z łyżką cukru, szczyptą soli i odrobiną ciepłej wody. Odstaw w ciepłe miejsce na 10 minut. Gdy nie chcą rosnąć pomagam im trochę- zaczyn przygotowuję w garnku po czym stawiam go na 1 minutę na mały ogień. Jak zaczną się pojawiać małe pęcherzyki powietrza zdejmuję garnek z gazu. Po 5 minutach zaczyn gotowy :-)
Następnie mieszam wszystkie składniki, dodaję drożdże i na oprószonym mąką blacie wyrabiam ciasto. Jeśli jesteś leniuchem-szczęśliwcem posiadającym mikser z hakiem do ciasta, on zrobi za ciebie robotę w 5 minut. Jeśli zaś, podobnie jak ja, lubisz prace ręczne- energicznie wyrabiaj ciasto przez 10-15 minut. Chodzi o to, żeby wtłoczyć jak najwięcej powietrza. Wyrobioną kulkę ciasta przełóż do dużej miski, posyp mąką, przykryj wilgotną, ciepłą ściereczką i postaw koło kaloryfera. Po 30 minutach ciasto powinno podwoić objętość.

Jak zrobić perfekcyjny krążek z ciasta? Każdy ma swoje metody. Ja nie używam wałka. Kulkę ciasta rozgniatam rękoma, a potem rozciągam, podrzucam i masakruję :-). Grunt, żeby powstał placek o średnicy ok 30 cm. Grubość dowolna. Ja pozwoliłam sobie dzisiaj na grubsze ciasto i dodatki inne niż zazwyczaj. Kolejne pytanie: podpiekać czy nie podpiekać? Ja podpiekam. 5 minut w 180 stopniach spokojnie wystarcza. A potem przechodzimy do sedna.

Banalny sos pomidorowy
1 puszka krojonych pomidorów
1 mały koncentrat pomidorowy
3 ząbki czosnku
1 łyżeczka cukru
bazylia

Pomidory i koncentrat zagotować. Zmiksować blenderem, doprawić czosnkiem, cukrem i bazylią i gotowe!
Na mojej pizzy zawsze ląduje ten sos i ser mozzarella (z jakże popularnej ostatnio, acz ubogiej Biedronki :-)). Pizze zrobiłam dwie. Pierwsza z pieczarkami i szynką, druga z tradycyjną mozzarellą (okrągłą, również z Biedronki), pomidorem, pieczarkami i oliwkami. Ponieważ żaden składnik nie był surowy- wystraczyło 8 minut w piekarniku i pizza była gotowa. Tylko to krojenie na równe kawałki jest takie męczące...
Nie zdołałam zjeść wszystkiego naraz-- zabieram jutro do pracy, ku uciesze koleżanek redaktorek.


PS. Przywiozłam z Torunia jakiś genialny program do obróbki zdjęć- Lightroom. Teraz szukam kogoś, kto w zamian za obiad zrobi mi szybki kurs. Jakoś nie mam cierpliwości i czasu sama odkrywać przeznaczenia tych wszystkich suwaków. Anybody?

poniedziałek, 21 marca 2011

Wróciłam!

Przepraszam, że tak zaniedbałam mojego bloga. Byłam chora, o jedzeniu nie myślałam, a na dodatek w kuchni jakimś cudem zrobił się okropny bałagan. Sam się zrobił a posprzątać sam się nie chciał, więc omijałam go szerokim łukiem.
Kiedy jestem zdrowa, chodzę do pracy i mam mnóstwo zajęć to marzy mi się kilka dni w domu, w łóżku. A jak już je mam, to marzę o powrocie do pracy. Tak było i tym razem. Snułam się z kąta w kąt, oglądałam kolejne odcinki ulubionych seriali i marudziłam. Dlatego wczoraj musiałam wyjść z domu, chociaż na chwilę. Najpierw godzinka na rowerze (tak, tak--biorę się za siebie na wiosnę) a potem spacer po Natalię. Na trasie były Złote Tarasy, bo tam pracuje Natalia. Pech chciał, że była też Duka. A w Duce na stoliku, obok ciężkich, żeliwnych patelni grillowych leżało to cudo:
Do naleśników i jajek sadzonych- jak znalazł. I nie mogę przestać o niej myśleć. Od wczoraj zerkam ukradkiem na zdjęcie, fantazjuję o tym, co mogłabym z nią zrobić. Jest ciężka, pokryta teflonem. W ostateczności może służyć jako broń :-) Serduszka dość małe- idealny rozmiar na puszyste pancakes. Cena też niezła: 59,90. I co, mam poszerzyć kolekcję dziwnych akcesoriów i ją kupić?

A jutro- nieco spóźniony przepis na zieloną tartę.

czwartek, 17 marca 2011

Francuskie grzanki czyli śniadanie chorowitka


Gardło i żołądek domagały się dzisiaj śniadania. A że od jakiegoś czasu chodziły za mną francuskie grzanki z miodem, to moment był idealny- czerstwy chleb i miód z MS aż się prosiły, żeby je połączyć. Chociaż grzanki są francuskie i faktycznie pierwsze wzmianki o nich pochodzą z Francji (V wiek), to jednak największą popularnością cieszą się w USA. A w Brazylii i Portugalii są świątecznym deserem. U mnie w domu lądowały na talerzu bardzo rzadko, a szkoda.
Grzanki są mięciutkie i ciepłe, więc nawet w moim stanie mogłam je przełknąć. Sama grzanka to tylko baza. Liczy się to, co na nią położysz. W mojej wersji: masło i miód. Natalia wybrała keczup. Można też spróbować z serem i szynką, albo kremowym serkiem i owocami. Albo czymkolwiek innym.

Francuskie grzanki
3 jajka
3 kromki chleba (najlepszy jest tostowy, ja miałam pełnoziarnisty)
odrobina mleka
szczypta soli
masło lub olej do smażenia

Jajka ubiłam z odrobiną mleka na jednolitą, żółtą masę. Dodałam szczyptę soli. Kromki chleba (jeśli są zbyt duże trzeba je przekroić na pół) obtaczałam w masie jajecznej i wrzucałam na rozgrzaną patelnię z odrobiną masła. Lubię ciemne tosty więc z jednej strony smażyłam 3 minuty, z drugiej 2. I już! Na ciepłe kromki nałożyłam odrobinę masła i miodu. Tylko trzeba jeść od razu, bo szybko stygną, a na zimno nie są dobre.
Co powiedziecie na taką alternatywę wobec jajecznicy?

środa, 16 marca 2011

Cupcakes z legendarnej Magnolia's Bakery.

Trochę zaniedbałam mojego bloga, za co bardzo przepraszam. Najpierw szalony weekend w Toruniu a potem nadrabianie zaległości. A pozwoliłam sobie na jeden dzień beztroski, tylko jeden. Niemniej- teraz będę miała rzeczonych zaległości jeszcze więcej-- jestem chora, biorę antybiotyki i siedzę w domu, co najmniej do końca tygodnia. A co jest najgorsze? Że nie mogę jeść. Z przyczyn technicznych- tak mnie boli gardło, że jedyne co mogę, to sączyć, (tak- sączyć!) herbatę. Ale przymusowe siedzenie w domu to też okazja do przeglądania zdjęć. Tak zrobiłam i natknęłam się na to cudo.
 Fotografia dość stara- robiona jeszcze w poprzednim mieszkaniu, ale pasuje jak ulał do mojego nastroju: oglądam Seks w Wielkim Mieście i marzę o lecie i babeczkach. Raz miałam okazję próbować cupcakes z  legendarnej nowojorskiej Magnolia Bakery. Dlaczego legendarnej? Wszystko czego dotknęły damy z SATC stawało się legendą, a właśnie tam została nakręcona jedna ze scen serialu. Babeczki były fenomenalne! Nie za słodkie, waniliowe z kremem na bazie serka Philadelphia. Długo się zastanawiałam, czy podołam wyzwaniu. Ciasta biszkoptowe nie są moją mocną stroną. Ale odważyłam się i efekt: niebiański! Waniliowe, mięciutkie i puszyste ciasto przykryte kremem z masła orzechowego (mniam!).
 
Waniliowe cupcakes a'la Magnolia
23/4  szk mąki
200 g miękkiego masła 
2 szkl cukru
4 duże jajka (temp. pokojowa)
1 szklanka mleka
1 łyżka ekstraktu waniliowego
3 łyżeczki proszku do pieczenia
przepis na 24 babeczki
Piekarnik rozgrzej do 180 st. Formę do babeczek wyłóż papilotkami lub folią aluminiową.
W dużej misce zmiksuj masło na wysokich obrotach. Powinno być miękkie i kremowe. Dodaj cukier i ubijaj ok 3 minut na puszystą masę. Dodawaj po jednym jajku dokładnie miksując całość. Suche składniki dokładnie wymieszaj i dodawaj do masy w 3 turach. Po każdej dodawaj mleko i wanilię. Ciasto powinno być lekkie i puszyste, więc nie miksuj za długo. Foremki napełniaj do 3/4 wysokości. Ja robię to przy pomocy łyżki do lodów- łatwiej trafić i nie trzeba robić dolewek. Babeczki piecz przez 20-25 minut.

Po wyjęciu z piekarnika studź je ok 15 minut. Nie przejmuj się jeśli trochę opadną.

Krem z masła orzechowego
1 szklanka cukru pudru
1 szklanka masła orzechowego (kremowego, bez kawałków fistaszków)
1/2 szklanki śmietany kremówki (schłodzonej, gęstej, słodkiej, 30% tłuszczu)
5 łyżek miękkiego masła
3/4 łyżeczki ekstraktu waniliowego
szczypta soli

Cukier puder, masło orzechowe, masło, wanilię i sól ubijaj na średnich obrotach miksera, przez 4 minuty. Gdy masa będzie gładka dodaj śmietanę i ubijaj na wysokich obrotach dopóki nie stanie się kremowa. Chłodne babeczki dekoruj kremem przy użyciu rękawa lub szprycki. Jeśli ich nie posiadasz- wystarczy łyżka. I nie żałuj kremu! Jedna babeczka to wszystko na co sobie pozwolisz, więc niech będzie idealna!

piątek, 11 marca 2011

Placuchy z jabłkami


Wzięło mnie dzisiaj na smaki dzieciństwa. Kiedy byłam mała uwielbiałam wszelkiego rodzaju placuszki, racuchy i inne cuda z owocami. Moja mama robiła najgenialniejsze placki z jabłkami na świecie. Wszyscy znamy tę "potrawę"-kawałki jabłek w cieście naleśnikowym. Świetnie sprawdzą się na śniadanie, jako przekąska czy obiad. Można je jeść na ciepło, na zimno, z bitą śmietaną albo cukrem pudrem. Albo bez niczego. Wprost z patelni (to mój sposób podawania- prosto do buzi). A że piątek to idealny dzień na  łatwy obiad bez mięsa- kupiłam dwa jabłka i zrobiłam z nich placuszki. A właściwie placuchy, bo wyszły bardzo duże.

Placuszki z jabłkami
2 duże jabłka
1,5 szkl mąki
1 jajko
3/4 szkl mleka
3 łyżki cukru
1 łyżka ekstraktu waniliowego
1/2 łyżeczki cynamonu (u mnie nie było, bo nie przepadam)
1/4 łyżeczki proszku do pieczenia (można pominąć)

Wszystkie składniki poza jabłkami dokładnie ubijałam mikserem. Masa była gładka i gęsta. Jabłka obrałam, wycięłam środki i pokroiłam na małe kawałki (mniejsze= lepsze, bo placuszki są cieńsze i lepiej wysmażone) a potem wymieszałam dokładnie z ciastem naleśnikowym. I na rozgrzaną patelnię. Ciasto nakładaj łyżką. Po jednej na placek. Zamiast oleju użyłam sprayu do smażenia, wystarczyło spryskać patelnię na początku, potem już nie musiałam. Dzięki temu placki były bez tłuszczu. Jeśli używacie oleju, to oszczędnie, bo ciasto wypije tyle, ile nalejecie, a tłuste placki zdecydowanie nie przypominają maminych, tylko takie ze stołówki. Na raz, na zwykłej patelni (28 cm) mieszczą się 3 duże placki. Z porcji wychodzi 8.

Jutro jadę do Torunia. Wracam w niedzielę. Mam nadzieję, że razem ze mną wrócą nowe zdjęcia i pomysły. Na weekend zaplanowałam coś hinduskiego. Chcecie?

czwartek, 10 marca 2011

Roszponka rocks!

Idealna porcja na 2 osoby.


Lubicie dodawać owoce do potraw, które nie są deserami? Kaczka w pomarańczach, schab ze śliwką i takie tam. Ja nie jestem ogromną entuzjastką, ale po raz kolejny przekonałam się, że zakładanie z góry, że czegoś nie lubię, jest głupie. Kto wie, może kiedyś przekonam się do surowych pomidorów? Ale dziś nie o pomidorach, a o gruszkach będzie. Są dostępne cały rok i genialnie sprawdzają się w sałatce z roszponką i serem pleśniowym. Najlepiej, żeby były dość miękkie. Jeśli są twarde jak kamień, odłóż je na kilka dni na parapet- będą miękkie i soczyste. To samo robię z avocado (konia z rzędem temu, kto w Polsce kupuje miękkie i dojrzałe avocado, którego nie trzeba oddzielać od pestki przy użyciu dłuta). Taka samotna miękka gruszka leżała na moim parapecie. A potem dołączyła do niej francuska roszponka kupiona na grochowskim targu za uwaga... 1PLN! Oczom własnym  nie wierzyłam. Zazwyczaj, żeby kupić roszponkę, muszę albo jechać do Lidla i mieć nadzieję, ze będzie, albo wydać fortunę na sałatę z Uniwersamu Grochów (uroki mieszkania w stolicy). Jak zobaczyłam roszponkę na targu--musiałam ją mieć. A stąd już tylko krok do sałatki.

Miodowy sos sałatkowy
5 łyżek oliwy z oliwek
2 łyżki płynnego miodu
4 łyżeczki octu winnego (albo innego)
2 łyżeczki musztardy (najzwyklejszej, drobnej, sarepskiej)
Wszystko wymieszać. Można zmieniać proporcje, w zależności od upodobań (bardziej słodkie, pikantne, etc).

Najprostsza sałatka z roszponką
1 opakowanie roszponki (ok 150g)
1 dojrzała gruszka
125 g sera pleśniowego (raczej camembert- najlepszy jest francuski w Lidlu!)

Gruszkę obierz, przekrój na pół, wydrąż i pokrój na dość cienkie plasterki (chyba, że lubisz chrupać). Camembert pokrój na plasterki, te najdłuższe możesz przekroić na pół. Roszponka teoretycznie jest myta, ale na wszelki wypadek opłucz ją- w rozetkach często pałętają się kamyki i inne takie. Wszystko ułóż na półmisku albo w misce z szerokim dnem (ładniej wygląda). Polej sosem i jedz z gorącymi grzankami z masłem.

Idealne na lekką kolację albo na lunch, albo jak masz ochotę na coś obłędnie dobrego.

środa, 9 marca 2011

Kiedy nie gotuję...

...oglądam jak robią to inni. Najchętniej--jak robi to Nigella. Podziwiam ją za : fantazję, bezpretensjonalność, kuchenne barbarzyństwo (nieobrany czosnek i cebula w owocach morza?), nagromadzenie przymiotników godne słownika Webstera, no i urodę. Czyli chyba za wszystko.
Dziś wieczorem zafundowałam sobie prawdziwą ucztę: pierwszy odcinek jej najnowszego programu- "Kuchnia". Tę książkę od Wigilii przeglądam codziennie (dzięki Siostra- najlepszy prezent pod słońcem i choinką) a teraz mam dodatkową wizualizację. Wokół egzotycznej zupy z kurczakiem i kokosem kręciłam się od dawna, ale chyba czas przejść od słów do czynów. Może w ten weekend?

 
I jeszcze część druga. Wybaczcie, że tylko po angielsku. Polskojęzyczni fani mogą ją oglądać na TVN Style.
Reasumując: Nigella kocha kuchnię. A ja kocham Nigellę. Smacznego oglądania!

PS. Obserwacja antropologiczna Natalii: "Anglicy są dziwni. Delektują się gotowaną kurą z rosołu z ryżem i marchewką." Niewtajemniczonym zdradzę, że w rodzinie Natalii kurę omija się szeroki łukiem, bo "śmierdzi pierzem".

Gofry lepsze niż z budki



Jako dziecko zajadałam się nad morzem goframi. Takie chrupiące, z bitą śmietaną i truskawkami były najlepszym deserem. Potem trochę podrosłam, pojechałam do Stanów i ze zgrozą odkryłam, że Amerykanie jedzą je na śniadanie! I to z czym?! Boczek, masło i syrop klonowy. Taka kombinacja lądowała na gofrach (waffles) mojego chłopaka. Dodatki mnie nie przekonywały, ale same gofry na śniadanie- czemu nie? Oczywiście będąc w Nowym Jorku nie zadawałam sobie trudu robienia ich od zera, sięgałam po gotowy miks (Najlepsze są te najtańsze np. Aunt Jemima Waffle and Pancake Mix), do którego dodawałam mleko i jajka. Wychodziły idealne: chrupiące z wierzchu i mięciutkie w środku. Boczek zastąpiłam solonym masłem, a syrop klonowy- miodem. Wstyd się przyznać, ale potrafiłam na śniadanie zjeść 6 gofrów!

Po powrocie do Warszawy zatęskniłam za tym smakiem. Niestety nadal nie dorobiłam się gofrownicy, więc goframi raczę się tylko w Poznaniu, u siostry. A że gotowego miksu u nas nie ma, musiałam zrobić swój własny. I tak powstały:


Gofry a'la Ciocia Ola (lepsze niż z budki)
2 szkl mąki (przeciwnicy białej mąki mogą sięgnąć po pełnoziarnistą np. Lubella)
1.5 szkl mleka
2 jajka
80 g roztopionego masła
2 łyżki cukru pudru
1 czubata łyżka proszku do pieczenia
1 łyżeczka soli

Suche składniki trzeba dokładnie wymieszać. Kuchennym ortodoksom polecam przesianie mąki. Ja jestem kuchennym leniem, więc pomijam ten etap. Jajka ubiłam z mlekiem, dodałam przestudzone masło i suche składniki. Wszystko razem miksowałam jakieś 2 minuty. Ciasto było dość gęste, jak śmietana. [W razie potrzeby dodaj mąki albo mleka.]
Gofrownicę dobrze rozgrzałam, potem zmniejszyłam temperaturę i delikatnie posmarowałam masłem. Gofry piekłam ok 4 minut, ale to zależy od rodzaju gofrownicy. Można dłużej, jeśli wolisz ciemniejsze.
Najważniejsze: trzeba je odłożyć do ostudzenia na kratce, w przeciwnym razie zrobią się miękkie i gąbczaste. Można jeść z dowolnymi dodatkami. Odważnym polecam opcję z solonym masłem i miodem.
Dajcie znać jak wyszło!

wtorek, 8 marca 2011

Sernik z Nowego Jorku

Oprócz jedzenia i gotowania mam w życiu jeszcze jedną wielką miłość- NOWY JORK. Absolutnie wszystko co jest związane z tym miastem trafia na moją listę rzeczy ulubionych. Filmy i książki, których akcja dzieje się w NY, projektanci, obrazy, muzycy, miesięczniki no i kuchnia. Nowojorski stek, nowojorskie hot-dogi i mój faworyt wśród serników: New York Cheescake. Pamiętam, pierwszy raz zjadłam go nie w Nowym Jorku, a w Portland (Maine). Już wtedy mnie zachwycił. Kremowy, gęsty, rozpływał się w ustach. A kiedy spróbowałam go kilka lat potem, już w Big Apple, pomyślałam, że przeniosłam się do Big Heaven. Długo nie mogłam zebrać się na odwagę, by go upiec. 
Podobno wszystko może z nim pójść nie tak: może opaść, popękać, zważyć się a nawet- wybuchnąć w piekarniku. Musiałam mieć wyjątkowe szczęście i wsparcie Dobrego Bożka Udanych Serników, bo wyszedł cudowny. Taki, jak zapamiętałam ze Stanów. Ale lojalnie uprzedzam-- piecze się długo i musi absolutnie MUSI STAĆ CAŁĄ NOC W LODÓWCE.
Gotowi by zasmakować w Nowym Jorku?

Składniki na spód
250g ciastek digestive lub herbatników pełnoziarnistych
100g masła (rozpuszczonego)
2 łyżki kakao (im więcej tym ciemniejszy spód)
1 czubata łyżka miodu (dla łakomczuchów takich jak ja, inni mogą pominąć ten element)

Składniki na masę
750 g twarogu (potrójnie mielonego, albo śmietankowego lub cream cheese np. Philadelphia)
1.5 szklanki cukru pudru
3/4 szklanki gęstej śmietany (min. 18%)
3 duże jajka
2 czubate łyżki mąki
2 łyżki ekstraktu waniliowego


Ciastka pokruszyłam. Możesz to zrobić mikserem. Ja użyłam mojego własnego kitchen aid czyli Natalii. Obiecałam, że wspomnę o roli jaką odegrała, więc spełniam obietnicę. Grunt, żeby ciastka były pokruszone bardzo drobno. Potem dodałam do nich rozpuszczone masło, kakao i miód. Całość wymieszałam (Natalia wymieszała). Masa przypominała mokry piasek. Wówczas odstawiłam ją do lodówki. 

Przygotowanie masy serowej jest banalnie proste. Wszystkie składniki miały temperaturę pokojową. Wrzuciłam je do miski i miksowałam na średnich obrotach przez 3 minuty. Najtrudniejsze jest uszczelnienie tortownicy (22cm) i wyklejenie jej masą ciasteczkową. Najpierw uszczelniłam folią aluminiową sam wyjmowany spód a potem dodatkowo owinęłam złożoną formę folią.Wykleiłam spód, mocno dociskając ciasto do brzegów. Żeby sernik się nie przypalił ani nie wyciekł trzeba wykleić również boki formy. Ja tego nie zrobiłam i sernik za bardzo się spiekł. Następnie wylałam rzadką masę na spód, przykryłam z góry folią aluminiową  (w przeciwnym razie ciasto zbrązowieje i popęka) i wstawiłam do piekarnika rozgrzanego do 160 stopni. Sernik piekł się 1.5 godziny. Po czym poznać, że jest gotowy? Boki są ścięte, a środek dość sprężysty. Po tym czasie wyłączyłam piekarnik i zostawiłam w nim ciasto na 15 minut. A potem najtrudniejsze: musiałam się powstrzymać i zamiast od razu zjeść połowę, odstawiłam go na noc do lodówki. Rano był pyszny, wilgotny i obłędnie waniliowy. Pasował jak ulał do porannej kawy.





Co ty właściwie LUBISZ robić?

-Co ty właściwie lubisz robić?- takie pytanie zadał swojej żonie Paul Child. Cóż innego mogła odpowiedzieć Julia Child (kobieta która nauczyła Amerykanów gotować)?
-JEŚĆ!

I to mamy wspólnego. Obie kochamy jeść. Nie mam takich ambicji jak Julia. Nie nauczę całego świata jak luzować kaczkę i robić boeuf bourguignon ale mam zamiar pokazać ci, jak zrobić najlepsze brownie na świecie i udowodnić, że nie ma takiego nieszczęścia, którego nie da się załagodzić jedzeniem.