sobota, 27 sierpnia 2011

Cytrynowe muffiny na upały i huragany.

 When life gives you lemons, make... MUFFINS! A jak je zrobisz w kształcie różyczek to możesz komuś podarować zamiast bukietu kwiatów*.
Nieskromnie powiem, że to najlepsze muffiny jakie jadłam!


Jest gorąco i lepko. Po drugiej stronie Atlantyku rozszalałe babsko chce zrobić krzywdę mojemu ukochanemu Miastu i moim przyjaciołom i R. Mam nadzieję, że jej się nie uda. Bo po pierwsze: jeśli ktoś ma prawo robić krzywdę mojemu byłemu, to JA, a nie jakaś Irena (chociaż aktualnie nie mam powodów, żeby go krzywdzić). Po drugie: niejeden próbował zniszczyć NYC i nikomu się nie udało, więc może niech sobie ta dziewka szaleje gdzie indziej? Np. nad Kanadą? Przecież ten kraj i tak nie istnieje :) A w ogóle to się nie zgadzam i proszę grzecznie, żeby Irene powstrzymała swoją złość. Ja rozumiem, że czasem człowiek ma ochotę zabić wszystkich dookoła, ciskać talerzami albo wjechać samochodem w ścianę, ale żeby od razu tłuc wszystkie talerze w całym mieście i okolicach? Nie, nie, nie zgadzam się. Mam nadzieję, ze jutro okaże się, że Irene poszła po rozum do głowy i sobie poszła. Do tego czasu trzymam za wszystkich kciuki i czekam na informacje, że wszystko ok, domy stoją, zwierzęta żyją, a ludzie mają się dobrze. A ja szaleję w kuchni i myślę sobie o wszystkich sytuacjach, kiedy mi się upiekło, kiedy wycisnęłam życiowe cytryny i zrobiłam z nich mojito. Mam cholerne szczęście. Mam go zdecydowanie więcej niż rozumku. Mam nadzieję, ze ten co rozdaje, nie zorientuje się zbyt szybko. A jeśli-- to będzie równał poziomy w górę i doda mi rozumku, a nie odbierze szczęścia.

Nie jestem pewna czy akurat w porze huraganowej da się z uśmiechem na ustach piec muffiny. Ale przy 35 stopniowym upale kilka stopni więcej buchające z gorącego piekarnika to naprawdę pikuś. Zwłaszcza, że na parapecie leżały dwie samotne cytryny i gotowały się wręcz. No tom je oskalpowała, wycisnęła do ostatniej kropli, wymieszała z mąką i kilkoma innymi składnikami i tak powstały najlepsze muffiny jakie kiedykolwiek upiekłam. Serio. Są, cholera jasna, cudowne. Pachną i smakują cytryną z odrobiną wanilii. Czasem odkrywasz w nich białą czekoladę. Dzięki śmietanie są wilgotne w środku, a białka sprawiają, że są superpuszyste. Gdyby nie fakt, że jest gorąco, to zjadłabym wszystkie! 

Cytrynowe muffiny z białą czekoladą
przepis na 18 babeczek

1 szkl kwaśnej śmietany (min 18% tłuszczu)
sok z 1 cytryny
skórka otarta z dwóch cytryn
2 łyżeczki ekstraktu waniliowego
2 1/4 szkl mąki
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
szczypta soli
60 g masła
1 1/4 szkl cukru
3 duże jajka + 3 białka
1 tabliczka białej czekolady lub 100 g groszków z białej czekolady**

1. Wymieszaj śmietanę, sok, skórkę i wanilię. W osobnym naczyniu wymieszaj mąkę, proszek, sodę i sól.

2. Miękkie masło ubij z cukrem na średnich obrotach miksera. Masa powinna być jasna i grudkowata.

3. Dodawaj po jednym jajku i białku, ubijając chwilkę na niskich obrotach. Dodaj masę śmietanową. Na koniec dodaj mąkę i błyskawicznie wymieszaj-- nie ubijaj zbyt długo, po za mocno napowietrzysz masę i babeczki opadną po upieczeniu. Na koniec dodaj posiekaną czekoladę.

4. Masę nałóż do papilotek, foremek, etc. Piecz 8 minut w 180 stopniach, tylko na dolnej grzałce. Następnie przełącz na obie i piecz jeszcze 4 minuty, do suchego patyczka. Ostudź i pałaszuj.


Foremka z Duki. Przed wyjęciem różyczki muszą zupełnie wystygnąć.

* dawno nie dostałam od nikogo kwiatów
** muffiny miały być z ganache z białej czekolady, nawet kupiłam śmietanę, ale zanim się podgrzała zjadłam połowę czekolady i zarzuciłam pomysł :)

1 komentarz:

  1. jesteś Boginią! jeśli facet nie obsypuje Cię kwiatami zasługuje na ostre lanie - IRENA KILLER

    OdpowiedzUsuń