piątek, 16 grudnia 2011

aglio olio z oliwą truflową


Nawiązując do filozofii prostoty, którą wyłożyłam w poprzednim poście daje przepis na superproste, ultrawłoskie i megasmaczne (nie dość, że "trójka" to jeszcze hiperbole- tak, jestem w dobrym humorze) danie. Potrzebujesz dobrego makaronu (ja ostatnio zajadam się bucatini Primo Gusto albo Barilla)  i oliwy. Reszta to kwestia gustu. Trochę parmezanu, pietruszki, soku z cytryny. Na co akurat masz ochotę. I kieliszek białego wina. I nogi na wysokość lamperii (u mnie to obowiązkowe, bo koncertowo zleciałam ze schodów w pracy i mam skręconą kostkę*). I film. Nadrobiłam ostatnio filmowe zaległości i z czystym sercem polecam: "50/50" jeśli lubisz pogodne dramaty o raku i Setha Rogena; "Like crazy" jeśli kiedykolwiek byłaś/byłeś w związku na odległość; "Transformers 3" jeśli pamiętasz filmy animowane, a zamiast grania w gry wolisz je oglądać. Zatem, najpierw 7-12 minut w kuchni, potem 90-160 minut przed telewizorem.

Bucatini aglio olio z oliwą truflową
1 porcja

100 g bucatini albo inszego spaghetti
kilka łyżek oliwy truflowej
2 ząbki czosnku
sok z połówki cytryny
parmezan
natka pietruszki


Makaron ugotuj al dente. Czosnek drobno posiekaj. Oliwę podgrzej na patelni. Wrzuć czosnek i smaż chwilę. Dodaj odcedzony makaron. Polej sokiem z cytryny, posyp posiekaną pietruszką i parmezanem. Dokładnie wymieszaj. Dopraw solą i pieprzem. Jedz, póki ciepłe.


A do makaronu koniecznie dobrze schłodzone chardonnay.

* Po skręceniu kostki mam dwie refleksje: polski ostry dyżur działa na bardzo dziwnych zasadach. Pacjenci włóczą się sami po szpitalu, bez żadnej identyfikacji czy informacji. Nikt nie kontroluje, czy dotarli na tę ortopedię czy nie. I w ogóle słabo. Ale nie tak słabo jak z dobrym wychowaniem i empatią u polskich dziennikarzy płci męskiej. Otóż, proszę państwa, gdy spadłam z tych cholernych schodów w pracy (niosłam duży karton, torebkę i torbę) za mną szło dwóch panów z pewnego miesięcznika. Ja leżałam na chodniku jak rozjechana żaba, a oni szli dalej. Ja nie mogłam się podnieść, a oni szli dalej. Tak jest, nawet nie zapytali, czy nic mi nie jest. Nic. Ani słowa. Wniosek? Nie upadać. Nie skręcać stawu skokowego. A już na pewno nie liczyć na pomoc ze strony ludzi pracujących w tym samym budynku. (nerw i niedowierzanie)

3 komentarze: