czwartek, 6 października 2011

New York me softly i ciasteczka z imbirem

Nie dla psa kiełbasa. Ale kość to inna sprawa. Zwłaszcza cytrynowa.

Będzie krótko, bo inaczej napiszę powieść o mojej miłości do NYC. Jak ktoś chce w wersji audiobook, niechaj mi postawi piwo albo dwa i uzbroi się w wolny wieczór, cierpliwość i wygodny fotel. Będę gadać. A teraz lakonicznie i mało graficznie.

Nie mam pomysłu na tytuł. Wszystko wydaje się banalne, kiedy próbuje znaleźć fajne skojarzenie z NYC. No bo co, 7 minut w raju? Kiepsko. Empire state of mind? A i owszem, ale też za mało. A nie mam internetu w tej chwili, żeby znaleźć odpowiednią grafikę Saula Steinberga, która da radę opisać to wszystko. Chociaż wiem, że jeśli jest jakakolwiek grafika, która da radę, to właśnie spod jego pióra. Żadna inna. A teraz do rzeczy: jakże mi źle być już z powrotem tu, gdzie jestem. Jeszcze tydzień albo dwa miesiące albo osiem lat i byłabym kontent. Ale się nie da. Trzeba życie przeżyć w tydzień, wrócić do Warszawy i mieć nadzieję, że zrobiło się zapas nowojorskiego powietrza na tyle, że starczy. DO następnego razu. Pieprzę jak potłuczona, wiem. Ale pierwsze trzy dni W i pierwszy tydzień PO nie są moimi intelektualnie najmocniejszymi, zwłaszcza jeśli w międzyczasie człowiek odkrył, że jest stworzony do luksusu. O tak, to byłby właściwy tytuł. Tydzień luksusu. Poczynając od mojego prywatnego czarnego Lincolna, który odebrał mnie z lotniska, przez genialny hotel, niesamowite bary, knajpy i imprezy na locie powrotnym kończąc (jeszcze nie biznesową, ale już niedługo :-)) Warto było nie mieć wakacji tego lata. Bo jesienny tydzień w NYC jest lepszy niż miesiąc na Hawajach. Nie żebym była na Hawajach, ale jak pojadę, to porównam i ewentualnie zweryfikuję moją opinię. Póki co, stwierdzam z całą mocą, że: nie ma lepszego mięsa od wołowiny. Superdelikatny filet mignon jaki podali nam w Philippe, na 60th Street był boski. Boski!!! Delikatny i różowy w środku, idealnie przyprawiony, z chrupiącą, brązową skórką, jakby na chwilę wrzucony do megagorącego oleju. (Potem dowiedziałam się, że został na chwilę wrzucony do megagorącego piekarnika-- dzięki temu glazura jaką pokryty był z zewnątrz zapiekła się w skorupkę, która zatrzymała cały sok w środku.) A do tego sos śliwkowy i smażone wodorosty. I głupi acz najedzony Kisiel nie zrobił zdjeć, więc możecie sobie tylko wyobrazić, jak to wyglądało. A oprócz tego było mnóstwo innych pyszności. Jeśli będziecie mieli okazję jeść cokolwiek serwowanego przez Philippe Chow, pokochacie go jak ja. Niesamowita chińska kuchnia. Tak intensywnie orzechowego kurczaka satay nie jadłam nigdzie. Delikatne won ton, wyśmienity labraks (taka okoniowata ryba). Genialne, genialne. A potem wyprawa na Chelsea Market i cieszenie oczu tysiącem przypraw, swieżuteńkimi owocami morza, ogromnymi, czerwonymi homarami, ciepłym i pachnącym chlebem. Wiem, że z perspektywy przeciętnego Polaka dobra piekarnia, sklep rybny i targ z warzywami to nic niezwykłego. W każdym mieście taki jest. Zgadza się. Ale jednak świadomość, że jestem w miejscu, w którym wymyśla się i tworzy historię kulinarną, była niezwykła. Trzy piętra nad targiem były studia Food Network. A wszystko w starej fabryce Nabisco, miejscu narodzin ciasteczek Oreo . Prze-pycha! A w środę spacer po Village, SoHo i Lower East Side. Pastrami w Katz's, pasta w Little Italy. To była prawdziwie rozpustna wycieczka. I piwo dyniowe (pumpkin ale). Proszę mnie skrócić o głowę już teraz, ale ja kocham amerykańskie wynalazki kulinarne!!! Love. I już. I jak się kiedyś doczekam dobrej jakości wołowiny w Polsce, to pewnie nie będzie to w tym życiu. 

Ale póki co mam ciasteczka z imbirem. Przepis najbardziej amerykański z możliwych, bo od Marthy Stewart, a foremki zakupione w Riverhead. Ciastka robi się szybko. Kandyzowany imbir zupełnie łatwo dostać w sklepach ze zdrową żywnością albo na bazarku, na Wiatracznej. Tylko trzeba doń mieć diablo ostry nóż, bo substancja jest gumowata i ciężko się kroi. Może jakby go najpierw schłodzić w zamrażarce...

Imbirowe ciasteczka z cytrynowym lukrem
przepis na 45 ciastek różnej wielkości

2,5 szkl mąki
1 łyżeczka proszku do pieczenia
szczypta soli
180 g miękkiego masła
1 szkl jasnego brązowego cukru
100 g drobno posiekanego kandyzowanego imbiru
1 duże jajko
2 łyżeczki ekstraktu waniliowego


lukier cytrynowy

1 szkl cukru pudru
sok z 1 cytryny
skórka otarta z dwóch cytryn
2 łyżki miodu
woda
  1. Mąkę, sól i proszek wymieszaj. W misce ubij masło z cukrem, na puszystą, jasną masę. Dodaj imbir i ubijaj ok 2 minut. Wbij jajko, dodaj wanilię i miksuj do połączenia składników. Ciasto będzie dość rzadkie.
  2. Z ciasta uformuj dwa krążki o grubości 3 cm, owiń folią i wstaw do lodówki na 20 minut. Schłodzone będzie się łatwiej wałkowało.
  3. Piekarnik nagrzej do 170 st C. Ciasto rozwałkuj, foremkami wycinaj ciasteczka. Piecz ok 10 minut, dopóki brzegi nie zrobią się złote. Studź na kratce. W międzyczasie przygotuj lukier. 
  4. Cukier, sok i skórkę oraz płynny miód wymieszaj w dużej misce. Dolej odrobinę wody i używając kuli do ciasta, rozcieraj cukier. Dodawaj po odrobinie wody-- chcemy by lukier był gęsty. 
  5. Chłodne ciastka dekoruj lukrem. W zależności od zdolności możesz całe maczać w lukrze- wersja łatwa, albo używając rękawa cukierniczego obrysowywać kontury, rysować wzroki, na co masz ochotę. Na początku ciastka są bardzo chrupiące, ale polane lukrem miękną przez noc. Czy to źle? Chyba nie :-)
Cały wyjazd pod znakiem jedzenia. Lunch menu w Philippe.

Ładne hasło.
Taksówki w poprzek czasu.
Wybór!

Też tak czasem mam.
Wszystkie przyprawy świata. 





W NYC każdy ma dwie flagi.

3 komentarze:

  1. Marzy mi się Nowy Jork. Może nie tak w luksusowym wymiarze, ale chociaż po to żeby posmakować i pooddychać tym powietrzem. I żeby było bardziej amerykańsko dzisiaj zmontowałam pumpkin pie. Piwa nie miałam ;)

    Pozdrawiam ciepło, zapisuję, będę wpadać

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj, jak bardzo chciałabym odwiedzić kiedyś Nowy Jork! Ale póki co skuszę się na te ciasteczka, bo uwielbiam takie z dodatkiem imbiru :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. W wersji megaimbirowej polecam dodać startego świeżego imbiru. Taki 2 cm kawałek wystarczy.

    OdpowiedzUsuń