środa, 23 listopada 2011

Szybkie i dietetyczne farfalle z pieczarkami i szynką


Ostatnie dwa tygodnie były wspaniałe. Z zapałem realizowałam ideę domu otwartego, nie mylić z publicznym. Najpierw gościłam dwie Młode Lekarki (absolutoryjne gratulacje dla Karo i Mieci). W programie były krewetki z masłem orzechowym, zakupy, duże ilości wina i zwiedzanie knajp. Niestety zdjęć krewetek nie mam. Mogę pokazać zdjęcia zakupionych rzeczy. Potem było kilka dni z Wojtkiem. I znowu zdjęć brak. No bo co robić zdjęcia, skoro wiesz, że takich momentów się nie zapomina? Na szczęście przyjazd Nat oznaczał też przyjazd zagubionej połowy mojego mózgu. Tej, która odpowiada za robienie zdjęć. Są mocno reporterskie i z zatopionymi zębami, ale są. Niedowiarki, które potrzebują zobaczyć aby uwierzyć muszą się zadowolić moimi opisami i ewentualnie zapewnieniami Szanownych Gości, jeśli uda im się z rzeczonymi skontaktować. Przepisy na wszystkie pyszności będę dodawać stopniowo, bo trochę sie tego uzbierało. Miłośnikom serników polecam częste zaglądanie, bo nadchodzą trzy wspaniałe przepisy. Słowa klucze? Biała czekolada, pomarańcze, wiśnie, ciemna czekolada. Zatem cierpliwości. A póki co propozycja obiadowa, z cyklu: szybko, smacznie i o dziwo całkiem zdrowo.  Skąd ta pewność, że zdrowo? Bo zamiast tradycyjnego wiaderka śmietany jest serek typu Philadelphia, a zamiast tony sera, trochę półtłustego żółtego (czyli ser Hit z Ryk, jakkolwiek kretyńsko to brzmi :-)

 Farfalle z pieczarkami w kremowym sosie z białym winem
przepis na 2 porcje

200 g makaronu 
2 ząbki czosnku
350 g pieczarek
80 ml białego wina*
100 g szynki
200 g kremowego serka np. Philadelphia albo inszy Turek
lubczyk, tymianek
sól, pieprz
pietruszka
tarty ser

  1. Makaron ugotuj al dente w osolonej wodzie. Zanim go odcedzisz oczywiście i jak zawsze, na wszelki wypadek zostaw szklankę płynu. Może się przydać do sosu.
  2. Zmiażdżony czosnek podsmaż, dodaj pieczarki pokrojone w plasterki. Smaż dopóki nie zaczną puszczać wody. Podlej winem. Następnie dodaj pokrojoną w kawałki szynkę. 
  3. Gdy pieczarki będą miękkie, dodaj serek. Całość wymieszaj. Jeśli używasz makaronu spaghetti możesz dodać trochę wody od makaronu, żeby rozrzedzić sos. Wówczas będzie lepiej "oblepiał" pastę. Na koniec dopraw lubczykiem, tymiankiem, solą i pieprzem. 
  4. Makaron przełóż na patelnię, w której znajduje się sos. Wymieszaj. Podawaj posypane pietruszką i serem. Ilości według uznania, chociaż radzę, nie odpuszczać sobie pietruszki- nadaje fajny, świeży smak całemu daniu.
* Użyłam bardzo dobrego białego, hiszpańskiego wina z Biedronki. Niestety problem z nim jest taki, że było tylko w ofercie specjalnej, a na dodatek, butelki z białym dokładano do kartonów z czerwonym w proporcji 1:5. Więc sztuką było znaleźć na półce więcej niż 2 butelki białego. A było naprawdę dobre. I do picia i do gotowania.


wtorek, 15 listopada 2011

Domowy Twix (12 paluszków)




W zasadzie, to nie myślałam o Twixach robiąc ten deser. Ale Kaśki reakcja była jednoznaczna: o to jest jak Twix. Faktycznie, elementy składowe się zgadzają: ciastko, karmel, czekolada. Wymaga całonocnego chłodzenia i może być problem z krojeniem, ale warto. Estetycznie bywa różnie: moja polewa odmówiła posłuszeństwa (złe proporcje) i przez to pękała, zamiast pozwolić się kroić, ale reszta- bez zarzutu. Idealne do zapakowania w pudełko i na trzecie śniadanie do czwartej kawy w biurze. Nawet Maryla przyznała, że było doskonałe i inne niż cokolwiek, co było jej dane zjeść.

Domowe Twixy
przepis na 12 paluszków

spód
100 g masła
175 g mąki
4 łyżki cukru

karmel

175 g masła
115 g drobnego cukru
3 łyżki miodu
400 g mleka skondensowanego

polewa

200 g ciemnej czekolady
100 ml śmietanki 36%

Odkryłam w mojej szafce talerzyk ze starego "Przekroju".
  1. Piekarnik rozgrzej do 180 st C. Kwadratową formę o  boku 21 cm wysmaruj masłem. Z masła, mąki i cukru szybko zagnieć kruche ciasto. Wylep nim formę. Spód powinien mieć ok 2 cm grubości. Wierzch przykryj folią aluminiową i piecz ok 15 minut. Ciastko powinno być blade, ale nie surowe.
  2. Masło, cukier i miód zagotuj. Dodaj mleko skondensowane, zmniejsz gaz i gotuj aż masa porządnie zgęstnieje. Potrwa to ok godziny. Gdyby masa w ogóle nie zaczęła gęstnieć możesz się ratować dodając łyżeczkę mąki. 
  3. Karmel wylej na przestudzony spód. Wstaw do lodówki na min. 4 godziny, aby masa zgęstniała. 
  4. Czekoladę rozpuść. Dodaj śmietankę i lekko ubij. Gdy polewa zacznie gęstnieć wylej ją na zimny karmel. Wyrównaj i wstaw na noc do lodówki. Gdyby rano czekolada pękała podczas krojenia, ogrzej nóż. Możesz to zrobić w gorącej wodzie lub nad palnikiem (nie polecane w przypadku superdobrych, ostrych i drogich noży).

czwartek, 10 listopada 2011

Jogurtowe muffiny z wiśniami



Kulinarne mody, jak wszystkie inne, przemijają. Niewielka ilość trendów zamienia się w klasyki. Trencz Burberry, szminka MAC Russian Red, Casablanca. Czy muffiny wytrzymają próbę czasu? W moim rankingu z pewnością. Zwłaszcza, jeśli będą wilgotne, nieopadające i z niespodzianką. (Jezu, jakież obrzydliwe jest to zdanie, w swojej dwuznaczności. Może powinnam zmienić kategorię bloga i zaznaczyć, że jest dozwolony od 18 r.ż.?) I te takie są. Chociaż niestety, podobnie jak facet- zawodzą. Moja siostra robiła je w weekend i ... opadły. Ale współbiesiadnicy byli zadowoleni. Jak mawiają: na bezrybiu i rak ryba. A po kiepskich muffinkach mniejsze wyrzuty sumienia niż po kiepskim... Dobra, kończę te wywody. Skoro tu jesteś to interesują cię dobre muffinki a nie kiepskie doświadczenia. Oto one:


Dobre jogurtowe muffiny z wiśniami
przepis na 18 babeczek

375 g mąki
2 łyżeczki proszku do pieczenia
szczypta soli
125 g masła
4 łyżki miodu
250 g jogurtu wiśniowego
4 łyżki wiśni (np. z kompotu, albo dżemu wiśniowego)
2 jajka

1. Piekarnik rozgrzej do 180 st. C. Masło rozpuść z miodem. Odstaw do ostygnięcia. Jajka wymieszaj z jogurtem i wiśniami.
2. Mąkę wymieszaj z solą i proszkiem do pieczenia. Dodaj płynne składniki i wymieszaj. Nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu. W kuchni też. I może spowodować oklapnięcie. Zatem nie przesadzaj z mieszaniem, grudki są mile widziane.
3. Rzadkie ciasto przelej do papilotek. Piecz ok 20 minut, do suchego patyczka.

wtorek, 8 listopada 2011

Malinowa krajanka i książka Łapanowskiego


 Najpierw ciastko. Bo jak się chce czytać książki, to trzeba mieć coś do jedzenia. A jak się chce czytać książki to absolutnie koniecznie trzeba mieć ciastko. Najlepiej takie, które można zrobić szybko. I które będzie słodkie, ale nie za słodkie. Tak w sam raz, żeby przy lekturze wsunąć dwa kawałki. Albo więcej. Zatem najpierw pieczemy, a potem czytamy o książce Grzegorza Łapanowskiego, całkiem niezłej, skądinąd.
Nie wykluczone, że ciasto zrobi wrażenie na twoich znajomych. Na Kaśce zrobiło. Któregoś razu gdy wróciła do domu, ja szalałam w kuchni. Nie byłam pewna co z tego ciasta wyjdzie, więc mówię Kaśce, że piekę jakieś takie dziwne ciasto. I że ma zjeść i ocenić. I ona teraz wszystkim opowiada, że pod hasłem "jakieś takie dziwne ciasto" kryje się kruche, z malinami i migdałami. I ze to skandal, bo nazwa uwłaczająca jakości. Więc oto i właściwa nazwa: 

Krajanka z malinami i migdałami
przepis na blachę 21 cm x 21 cm

120 g masła
1,5 szkl mąki krupczatki
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
szczypta soli
1/2 szkl jasnego brązowego cukru
1/4 szkl drobnego cukru
1 duże żółtko
3/4 szkl posiekanych migdałów
3/4 szkl dżemu malinowego

1. Piekarnik rozgrzej do 180 st. C. W misce wymieszaj mąkę, sól i proszek do pieczenia. 

2. Masło i cukry ubij na wysokich obrotach miksera. Masa powinna być jasna i puszysta. Dodaj żółtko. Zmniejsz obroty i stopniowo dodawaj mąkę. Na koniec dorzuć migdały i wymieszaj.

3. Na dno kwadratowej formy wyłóż połowę ciasta. Dociśnij aby było równe. Na wierzch wyłóż dżem. Rozsmaruj zostawiając centymetrowy brzeg, inaczej owoce wypłyną podczas pieczenia i przykleją się do formy. Wierz posyp pozostałym ciastem, Delikatnie dociśnij, aby uformować jednolitą warstwę. Piecz ok 20 minut. Wystudź i krój superostrym nożem.

Grzegorz Łapanowski "Smakuje", wyd. G+J, 31,90 zł

 27 października wybrałam się z Kaśką na promocję debiutanckiej książki Grzegorza Łapanowskiego. Przyznam się bez bicia, że brak telewizji sprawia, że nie rozpoznaję gwiazd polskiej sceny kulinarnej. Ale jak dostałam zaproszenie, to trochę sobie podczytałam o autorze i wiedziałam, że:
Grzegorz Łapanowski dumny i blady.
- jest młody (ale szczęściem, starszy ode mnie)
- znany z DD TVN i kuchni.tv
- porównywany do Jamiego Olivera (jak mnie wkurzają takie porównania! czy my nie możemy mieć po prostu Kasi Figury i Łapanowskiego, zamiast polskiej Marylin i polskiego Jamiego?!)
- ekologicznie zakręcony, promujący organiczną żywność, etc. etc. (to chyba podstawa tych porównań do J.O. + fryzura)

W Etno pojawiło się sporo gości.
Książkę dostałam nieco wcześniej. Więc mogłam ją sobie obejrzeć, zanim mogłam sobie obejrzeć Autora. Oboje posiadają tę samą cechę: kompaktowe rozmiary :-) I chyba skromność. Bo Łapanowski był z lekka zakłopotany. A może po prostu robił to, czego się od niego oczekuje? Wszak debiutujący autor nie powinien być zbyt pewny siebie, prawda? Toż to skandal by był, jakby człek napisał jedną dobrą książkę i jeszcze miał czelność nie ukrywać samozadowolenia! Dobra, kończę się wyzłośliwiać. Teraz rzeczowo:

Menu Łapanowskiego.
Impreza odbyła się restauracji Etno w Warszawie. Lokal niewielki, w biurowcu na Grzybowskiej. A ludzi, jak na kubaturę knajpy, pojawiło się sporo. Był i Robert Sowa, i Hanna Szymanderska, i Tomasz Jakubiak, i sporo ludzi z wydawnictwa. O dziennikarzach, krewnych i znajomych i sławach, których nie rozpoznałam, nie wspominając. Najpierw mówiła agentka Łapanowskiego. Dość zabawnie, momentami z prztyczkiem w nos Autora. Domyślałam się, że wspólna praca nad książką, pod koniec musiała być uciążliwa. Potem mówił sam Autor. Mówił dość długo, dziękował wszystkim, od rodziców, przez Szymanderską, na sponsorach kończąc. Czyli standard: dziękuję Bogu, rodzicom i matce Whitney Houston. A potem 4 Ważne dla Autora Osoby czytały fragmenty książki. Z tych osób to znałam tylko Szymanderską. Ale z cytatami było dużo lepiej, bo jakimś cudem właśnie te fragmenty książki przejrzałam. Swoją drogą, dzięki Bogu i matce Whitney Houston, że w książce było coś więcej niż przepisy, bo ciężki by to był wieczorek literacki, na którym osobistości z powagą czytają przepis na wywar rybny czy kompot z suszu. Przeczytali. Starszy Pan powiedział, że jak jechał do Etno, to w radio podawali, że od dzisiaj w UK Jamiego Olivera nazywa się 'angielskim Łapanowskim'. Zgromadzeni uprzejmie się zaśmiali. Przywołany do tablicy Autor czuł się w obowiązku wytłumaczyć z porównań, więc opowiedział o ekologicznych produktach i czekającej nas epidemii otyłości wśród dzieci, pokazując za przykład (dziecka, nie epidemii) skądinąd uroczego syna znajomej. Dzieciak, jak na malucha z blond lokami przystało, skradł uwagę publiczności i obiektywy fotografów. Nie pozostało nic innego jak zaprosić na poczęstunek. Celowo używam tego słowa, bo ni chu-chu nie była to kolacja. Jak człowiek miał szczęście, to załapał się na to i owo. Ale w większości przypadków, załapał się na przepychanki, łokieć nieznajomego wciśnięty w twarz i grissini, które nie cieszyło się wielką popularnością. Wszystko inne zniknęło w okamgnieniu. A przepraszam, zostało jeszcze wyjątkowo słodkie ekologiczne wino z aronii (facepalm!). A teraz o najważniejszym.
KSIĄŻKA:

Dobrze wydana, bardzo ładnie sfotografowana książka i na dodatek tania! 31,90 w stosunku do 79,90 za Nigellę? Jak dla mnie bomba. Potrawy apetyczne. Niby proste, niby polska kuchnia. A jednak ni stąd ni z owąd, po partyzancku wyskakują takie kwiatki jak jagnięcina z kaparami, tagine ze śliwkami czy krem z topinambura ("Ej, Olka, wiesz co to jest topinambur?" zapytała skonsternowana Kaśka). Ale to dobrze, bo przecież nikt nie kupi książki z przepisami na schabowego i pieczoną szynkę. A przepis na carpaccio z sała i korzennego śledzia to bajka. Próbowałam na premierze, więc wiem (udało mi się pokonać łokcie, kolejki i generalne chamstwo przy korytku). 
Jednak najbardziej podoba mi się co innego. Język. Ta książka jest ładnie napisana. Nie ma żadnej pseudopoetyckiej grafomani. Jest prosto i konkretnie. Tym konkretniej, że mamy tabele sezonowości produktów, przepisy na podstawowe dania np. pasta fresca. I całkiem sporo osobistych wtrętów, ale nie ekshibicjonistycznych. No i motto, że w kuchni nie ma plagiatów i nikt nie ma na nią monopolu! Więc jest rodzinnie, ciepło i ekologicznie, bez zbytniego zadęcia. Podoba mi się i z chęcią będę obserwować dalsze poczynania. A póki co, zacznę szukać tego topinamburu (bulwa przypominająca skrzyżowanie imbiru z ziemniakiem, orzechowa w smaku) , bo brzmi nieźle.

Wnętrze mojego egzemplarza z autografem :)


niedziela, 6 listopada 2011

Clafoutis z jabłkami

Przepis pochodzi z "The Essential New York Times Cookbook"

Zapodziałam się gdzieś na te dwa tygodnie i nawet nie wiem gdzie. Dużo się działo, dużo robiłam. Byłam na promocji książki Grzegorza Łapanowskiego, o czym napiszę w następnym poście. A teraz siedzę na łóżku, popijam herbatę (co raczej mi się nie zdarza) i wpatruję się w drożdżówkę, modląc się żeby ogrzewanie w końcu zaczęło działać, bo inaczej nic nie wyrośnie*. No ale skoro Maryla mówiła, że drożdżowym nie można się przejmować, to się nie przejmuję i wrzucam przepis na trochę inny jabłecznik. Upiekłam go na zamówienie Marty i chyba spełnił oczekiwania. Klasyczny clafoutis robi się z wiśniami, ale że mamy sezon na jabłka, postanowiłam nieco zmodyfikować przepis. I to był dobry pomysł. Chociaż chyba przesadziłam z ilością jabłek, więc podaję przepis z lepszymi proporcjami. 
Jabłecznik to esencja jesieni. A jak dodasz do tej esencji kilka kropel ekstraktu waniliowego, to powstaje esencja domu. Tak powinno pachnieć w każdej kuchni. Jabłkowo- maślano- waniliowo. Ciasto robi się szybko. Masy nie ma zbyt wiele, więc można wszystko zrobić ręcznie, chociaż ja jestem ostatnio zapalonym maszynistą :)



Clafoutis z jabłkami

120 g masła
2 duże jajka
1 szkl drobnego cukru
1 łyżka ekstraktu waniliowego
3 średnie, kwaśne jabłka (ok. 1/2 kg)
1/2 szkl mąki tortowej
2 łyżeczki proszku do pieczenia
1/2 szkl letniego mleka 3,2%

1. Rozgrzej piekarnik do 190 st. C. Tortownicę wysmaruj masłem i oprósz mąką. By usunąć nadmiar, wywróć ją do góry dnem i lekko popukaj (oczywiście nad zlewem). Masło rozpuść. Dodaj ekstrakt waniliowy.
2. Ubij jajka i 1/4 szkl cukru. Potem stopniowo dodawaj cukier i ubijaj, aż masa upuszczona łyżką zacznie formować wstążkę.
3. Jabłka obierz, usuń gniazda nasienne i pokrój na cienkie plasterki.
4. Ciepłe masło przelej do masy jajecznej. Wymieszaj. Mąkę wymieszaj z proszkiem do pieczenia. Dodawaj do ciasta na przemian z mlekiem, ciągle mieszając (miksując). Dorzuć pokrojone jabłka. Wymieszaj tak, aby owoce były dokładnie obtoczone w cieście.
5. Masę przelej do tortownicy. Piecz 25 minut, obróć blachę i piecz kolejne 25 minut. Ciasto jest gotowe kiedy boki z łatwością odchodzą od formy i są brązowe. Patyczek wsadzony w środek powinien wyjść czysty. Studź na kratce. Ciasto podawaj ciepłe. Możesz oprószyć je cukrem pudrem.

*Podeszłam do grzejnika i powiedziałam: "Kochany, proszę cię, zacznij grzać. Moja drożdżówka cię potrzebuje." Mój grzejnik na pewno jest facetem. Lubi jak mu mówić, że jest jedyny i niezastąpiony. Grzeje jak szalony. Ciasto rośnie jak na drożdżach.